wtorek, 24 listopada 2009

Rzemiosło zabijania - Norbert Gstrein

„Rzemiosło zabijania” to lektura, która ani nie jest łatwa w odbiorze, ani tym bardziej w ocenie, aczkolwiek muszę przyznać, że czyta się ją bardzo przyjemnie. Akcja toczy się powoli, nie jest nastawiona na jakieś szybkie zwroty akcji, na budowanie napięcia, nie epatuje wojennym cierpieniem bohaterów – w zasadzie można by ją określić mianem lektury dla czytelniczych smakoszy, dla których ważne jest co czytają, a nie ile i jak długo. Bohaterowie poświęcają wiele czasu na przemyślenia, autor zawarł w niej sporo bardzo trafnych refleksji na temat wojny, zniszczenia, straty, przeżyć...Mimo, że fabuła oparta jest na konflikcie zbrojnym w byłej Jugosławii, nie jest to typowa książka o tematyce wojennej, a przynajmniej jest inna, niż te, które do tej pory przeczytałam. Bohaterowie skupieni są raczej na przeżywaniu strat i zniszczenia, jakie ze sobą niesie wojna. Śmierć austriackiego dziennikarza Christiana Allmayera jest zaczynkiem do tego, że jego przyjaciel Paul, niespełniony pisarz, postanawia napisać o nim powieść. O nim i o jego dziennikarskiej misji.

Paul wyrusza w podróż śladami Allmayera, wiodącą przez spustoszone wojną Chorwację i Bośnię, chce na własne oczy przekonać się, jak wygląda praca korespondenta wojennego. Towarzyszą mu jego przyjaciółka, Helena, której rodzice pochodzą z Dalmacji i bezimienny narrator. "Rzemiosło zabijania" to książka o tym, jak właśnie ma powstać powieść - najpierw tragiczna śmierć jednego z przyjaciół, potem zamiar tego drugiego, aby o tym pierwszym napisać, jego nieudana próba pisania powieści, za to bardzo udana próba targnięcia się na własne życie... Paul nie radzi sobie z faktem, że nie można niektórych rzeczy zmienić, nie można tak naprawdę dociec wszystkich prawd i wyjaśnić wszystkiego do końca, zmarli nie powstaną z martwych, i nie można cofnąć czasu ani kolejności minionych wydarzeń. Po prostu nie ma się na to wpływu.

Nie da się uciec od tej książki. Nie jest ona oceną wydarzeń politycznych i ruchów narodowowyzwoleńczych na Bałkanach w latach 90-tych, w efekcie których wybuchła tam wojna. Autor nie rozlicza ze zbrodni wojennych dokonanych na ludności cywilnej, nie opisuje okropności wojny. Skupia się na dziennikarskim fachu, na sposobie przekazywania informacji przez reporterów wojennych, na ich roli w tym przekazie. Należałoby ją może raczej potraktować jako krytykę mediów, pokazujących nam reporterów przed kamerami – często ubranych w kamizelki kuloodporne tylko właśnie na potrzeby nakręconego materiału reporterskiego – w zasadzie tylko po to, żeby widzom oglądającym materiał zasugerować realne niebezpieczeństwo i zagrożenia wojny. Historia opowiedziana przez Norberta Gstreina (austriackiego pisarza, rocznik 1961), jest tak naprawdę zadedykowana niemieckiemu dziennikarzowi „STERN-a”, Gabrielowi Grünerowi (1963-1999), który był postacią prawdziwą. W prasie niemieckiej znalazłam o nim informacje, że pochodził z południowego Tyrolu, ale żył i mieszkał w Hamburgu ze swoją przyjaciółką, dziennikarką mody – właśnie spodziewała się dziecka, gdy Gabriel oraz jego fotograf, Volker Kramer, zostali zastrzeleni 13. czerwca 1999 w Kosowie, 40 km na południe od Prištiny… Wydarzenie to stało się kanwą powieści Gstreina. W momencie, kiedy obydwaj reporterzy zostali podstępnie zamordowani (tajemniczy informatorzy mieli ich zaprowadzić do zbiorowych mogił), wojna w Jugosławii trwała od trochę ponad roku. Rozpoczęły ją masakry Serbów pod dowództwem Slobodana Milosevica dokonane na cywilnej ludności albańskiej w lutym 1998.

Bardzo mi się spodobała opinia z okładki książki. Czytamy w niej mianowicie:

"Ta książka ma w sobie wszystko, czego spodziewamy się po wielkiej literaturze: miłość i szaleństwo, śmierć i zbawienie. Postaci, które jednocześnie zapadają w pamięć i jej umykają. Przemoc, wyobcowanie, ale też czułość i intymność. Jest dbała o szczegół, a równocześnie stawia pytania fundamentalne, ze świadomością pokory, że wie się o wiele za dużo, a równocześnie nic". Andreas Breitenstein (Neue Zürcher Zeitung)

I nic więcej już nie powiem. Nabieram wody w usta. A Wy przeczytajcie sami:-)

AMEN.
Autor: Norbert Gstrein
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Liczba stron: 280
Data premiery: 2009-09-14
Tłumaczenie: Elżbieta Kalinowska
Język wydania: polskiOprawa: Miękka

czwartek, 19 listopada 2009

Primavera - Mary Jane Beaufrand

Cieszę się, że moje dziewczyny sięgają po takie książki – przy tej okazji ja sama mogę się przekonać, co w literaturze młodzieżowej piszczy. A piszczy wiele dobrego, tzn. nie same „chały” usiłuje się dzieciakom wcisnąć do czytania. Na szczęście trafiją się w powodzi wydawanych książek takie perełki jak „Primavera” Mary Jane Beaufrand - te piękne, rzeczywiście wartościowe, których lektura wniesie do intelektualnej sfery życia naszych młodych czytelników wiele pozytywnych wrażeń. Jest to kolejna książka, którą przeczytałam po rekomendacji mojej 12-latki, a ona jak dotąd jeszcze nie czytała powieści historycznej. Z ogromną przyjemnością zaobserwowałam, że ta czytelnicza przygoda bardzo jej się spodobała, po skończonej lekturze stwierdziła - „Muszę poszukać, czy jest kolejna część Primavery” (już widzę u niej pewien niedosyt, że opisywana historia się skończyła... ) Dodała też - „szkoda, że autorka nie napisała nic dalej”. No cóż, musi to moje dziecię zaakceptować fakt, że nie wszystkie książki będą miały ciąg dalszy, jak chociażby „Harry Potter”, gdzie w zasadzie potem to już nie wiadomo, w którym momencie skończyć. Chociaż, kto wie – może kiedyś okaże się, że „Primavera” ma swoją kontynuację?
„Primavera” to znakomita powieść historyczna dla młodzieży, której akcja osadzona jest w realiach renesansowej Florencji. Główna bohaterka, kilkunastoletnia Flora, która wychowuje się pod opiekuńczymi skrzydłami swojej babci, ale odrzucona przez resztę rodziny. Niekochana przez matkę, pogardzoana przez swoją cudownej urody siostrę Domenicę, tolerowana przez ojca – jest dziecwczynką bardzo inteligentną, wrażliwą i odważną. Jej największym marzeniem jest uciec od swojej rodziny i przeznaczenia, a tym jest spędzenie reszty życia w klasztorze. Flora marzy o podróży do Wenecji, o zaokrętowaniu się na pokładzie jakiegoś statku i wyruszeniu w świat, ale w prawdziwym życiu przekonuje się, ile warte są marzenia. Mimo to nie przestaje marzyć. Po drodze poznaje, jak to jest być po raz pierwszy zakochaną... Flora jest najmłodszą córką w bardzo możnym rodzie Pazzich – w jego posiadaniu znajduje się wiele bogactw: pałaców, biżuterii, okrętów i banków – a wszystko to jest jeszcze strzeżone przez własnych gwardzistów. Wydawać by się mogło – nic więcej do szczęścia nie potrzeba Pazzim, ale tak nie jest. Oni sami są przekonani, że jeszcze nie mają wszystkiego, że jest coś, co uczyniłoby ich ród najpotężniejszym. Coż to takiego? Władza, kochani. I wpływy polityczne, a co za tym idzie potęga gospodarcza. Ich brak spędza sen z oczu Jacopo i jego żonie. Ona – Mamma – jest najbardziej zajęta knuciem podstępnych intryg oraz wyskubywaniem brwi i włosów Domenice, on – przy pomocy papieskiego siostrzeńca, hrabiego Riario, obmyśla spisek, którego realizacja fatalnie się kończy dla wszystkich członków rodziny. Od tego momentu życie Flory diametralnie się zmienia.

A co z tytułową primaverą, oznaczającą wiosnę? Z pewnością wiecie, że „Primavera” to najsłynniejszy obraz Botticelliego, namalowany w 1482 r. Stał się on inspiracją do napisania książki o tym samym tytule, którą Wam dzisiaj opisałam:-)

Chcielibyście wiedzieć, coś więcej, np. jak potoczyły się losy Flory po tragicznym spisku Pazzich? No cóż – najprostszym sposobem będzie sięgnięcie po książkę. Jeśli jeszcze niektórzy nie mają pomysłu na gwiazdkowy prezent dla swojej latorośli, to ta książka będzie wspaniałym rozwiązaniem.

Tyle w ogromnym skrócie – nie mogę więcej zdradzić, bo nie mielibyście przyjemności z czytania. Powiem jeszcze tylko tyle, że przygody Flory wciągają niesamowicie, przedstawione w sposób tak plastyczny, że moja Wiki czytała ją tylko kilka wieczorów (ewenement, biorąc pod uwagę jej dotychczasowe zacięcie czytelnicze, czyli ściślej mówiąc – tego zacięcia brak). Czuje się atmosferę tamtych czasów, a oczyma wyobraźni widzi się słoneczne ulice i place Florencji. Świetnie nakreślone tło historyczno – obyczajowe. Jedynym minusikiem (naprawdę maleńkim) jest wtrącanie w wypowiedzi słów włoskich - Viki co chwila pytała, co znaczy bene, allora, mi dispiace i wiele innych. To było niepotrzebnym, trochę komplikującujcym czytanie - zabiegiem - aczkolwiek w pewnym sensie poszerzającym wiedzę:-)
Pozostaje mi tylko zachęcić Was do lektury!
Autor: Mary Jane Beaufrand
Liczba stron: 312
Numer wydania: I
Data premiery: 2009-05-06
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Język wydania: polski
Oprawa: Miękka

wtorek, 17 listopada 2009

Zimna krew - Theresa Monsour

„Zimna krew” to druga część kryminalnej opowieści o sympatycznej i pięknej sierżant Paris Murphy, policjantce o
libańsko – angielskich korzeniach, oliwkowej cerze i kruczoczarnych długich włosach oraz o jej wysiłkach zmierzających do uchwycenia przestępców – psychopatów i o próbach poukładania rozsypującego się jej życia prywatnego. Tym razem ginie druhna weselna w brzoskwiniowej sukience, bo właśnie ten kolor jej się nie spodobał i postanowiła pójść do domu przebrać się. Na swoje nieszczęście widzi ją na drodze Justice Trip - komiwojażer usiłujący utrzymać się z obwoźnego handlu koszulami męskimi. Po prostu wjeżdża w nią swoim pikapem. Następnego dnia jej morderca postanawia stać się głównym bohaterem wydarzeń w miasteczku i bierze udział w społecznym poszukiwaniu zwłok - podrzuca obcięty druhnie palec i media rzeczywiście kreują go na bohatera... Paris widzi go w wiadomościach, ale w pierwszej chwili nie rozpoznaje w nim swojego dawnego kolegi ze szkoły. Już od pierwszej chwili jest przekonana, że coś nie gra, jej nieomylna kobieca intuicja (ten szósty babski zmysł) podpowiadają jej, że Justice kłamie, przedstawia się w fałszywie korzystnym świetle, opowiada na swój temat same pozytywne rzeczy - ale coś tu przecież jest nie tak...

Ta druga książka Theresy Monsour podobała mi się jeszcze bardziej niż „Czyste cięcie”. A co spodobało mi się szczególnie? Z całą pewnością jest to zastosowany tutaj (znany nam już z poprzedniej części) trik, a mianowicie przedstawienie czytelnikom sprawcy morderstw już na samym początku. W pierwszym rozdziale mamy też okazję do poznania przyczyn postępowania mordercy, Justica Tripa - jak się niebawem okaże - bardzo groźnego szaleńca, zabijającego swoje ofiary - zupełnie przypadkowe osoby - bez wyraźnego motywu, będąc pod wpływem narkotyków albo innych środkó odurzających.

Podoba mi się też okładka, tak samo mroczna jak mroczne jest życie psychpatycznego bohatera, który w końcu przestaje panować na sobą, traci przysłowiową zimną krew, popełnia błąd i sprawy przyjmują inny, niż on by sobie życzył - obrót.

Co wobec tego mają w sobie książki Theresy Monsour, że nie kończy się ich czytania na pierwszym rozdziale – wyjaśniającym w zasadzie najważniejsze kwestie? Moim zdaniem to zasługa bardzo umiejętnie poprowadzonej fabuły, Monsour sprawnie łączy wątki swojej powieści, a bohaterowie nie są oderwani od rzeczywistości, ich życie prywatnie świetnie przeplata się z wykonywaną pracą – ogromna to zasługa sposobu pisania autorki. Ponadto stopniowo dawkowane czytelnikowi napięcie, zastanawianie się, czy na tym będzie koniec zbrodni, albo kto będzie następny, odważy się żeby ją skrzywdzić itd. – dla mnie większość momentów w książce była niespodzianką, nie przewidziałam takiego właśnie obrotu spraw.

Na zakończenie powiem jeszcze tylko, że moim zdaniem powieść ma jeden mankament, a mianowicie zakończenie – nie, nie jestem rozczarowana, ale spodziewałam się zupełnie czegoś innego, miałam nadzieję na zupełnie inne poprowadzenie tej akcji. Pozostawienie w ten sposób paru kluczowych kwestii bez odpowiedzi spowodowało, że po lekturze „Zimnej krwi” ja pozostałam z uczuciem niedosytu – co nie zmienia faktu, że Theresa Monsour to w tej chwili moja ulubiona autorka kryminałów, jej książki czyta się z ogromną przyjemnością. A po następne na pewno sięgnę. I nie omieszkam Wam o tym donieść.


Autor: Theresa Monsour
Wydawnictwo: ficyna Wydawnicza Aurum , Październik 2009
ISBN: 78-83-6186-703-6
Wymiary: 145x 205 mm

niedziela, 15 listopada 2009

Świat diabła - Wiktor Jerofiejew

Przeleżała ta książka na moim nocnym stoliku sporo czasu, oj przeleżała. Brałam ją do ręki, to znów odkładałam. Nie mogłam jej na „raz” przeczytać, ale i nie mogłam zostawić bez przeczytania. „Świat diabła” (wyd. Czytelnik) to książka Wiktora Jerofiejewa, jednego z obecnie najbardziej znanych współczesnych pisarzy rosyjskich. Jest to zbiór opowiadań, reportaży, felietonów i esejów, opisujących jego wrażenia z podróży po praktycznie całym świecie. Ale od razu uprzedzam – nie jest to dziennik z podróży, nie są to wspomnienia czy relacje, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Ooo nie... Jerofiejew uchodzi w wielu kręgach za skandalistę, pisarza kontrowersyjnego, określanie go mianem prowokatora też nie należy do rzadkości – bo i naprawdę swoim pisarstwem prowokuje, wtykając nos, gdzie nie trzeba i przysłowiowy kij w mrowisko, narażając się władzy i wielkim tego świata (za naszą wschodnią granicą oczywiście, albo właściwie granicą północną, ale zdecydowanie w kierunku na wschód) – miewał z powodu swojego pisania wiele życiowych nieprzyjemności – kiedyś wyrzucono go ze Związku Pisarzy, jego książki znalazły się na „czarnej liście” i nie można było ich publikować, a ojciec dyplomata stracił pracę... W swoich książkach porusza problemy nie tylko dzisiejszej Rosji, dokonuje sarkastycznego rozliczenia rosyjskiej przeszłości i oceny współczesnych realiów (jego utwory są równiez mocno nasycone erotyzmem) – interesuje go praktycznie wszystko – przedstawia nam zwycięzcę w konkursie na „supermana sexu”, zdradza nam sekrety chińskiego masażu, oprowadza po świątyni kawioru w Niemczech i muzeum pornografii w Holandii, zabiera nas na wycieczkę do wytwórnię whisky w Szkocji i wódki na Ałtaju, na Czukotce przejmuje się problemami tamtejszych Eskimosów, a w Republice Południowej Afryki czuje się jak w Rosji. A wszystko to doprawione jego charakterystycznym poczuciem humoru. Opowiadania Jerofiejewa to zwierciadło, w których widać odbicie Rosji i rosyjskich słabostek.

„Świat diabła” to także lapidarne, a zarazem wnikliwe i błyskotliwe analizy polityczne i społeczne. Inteligencja i zmysł obserwacji autora pozwalają ocenić, co dzieje się na Krymie, w Abchazji, a także w Polsce. Jest nawet znakomity reportaż z miejsca, w którym Jerofiejew... nigdy nie był!

Polecam! Zobaczycie – będziecie go albo kochać, albo nienawidzić. Na pewno nikt nie pozostanie obojętny wobec tego, co pisze...

wydawca: Czytelnik
tytuł oryginału: Swiet diawoła
miejsce wydania: Warszawa
data wydania: 2009
nr wydania: I
ISBN: 978-83-07-03206-1
liczba stron: 316
tłumaczenie: Michał B. Jagiełło
format książki: 123x195 mm
okładka: miękka

sobota, 14 listopada 2009

Wino, kobiety i śpiew - Andrzej Mleczko


Chyba nie ma w naszym narodzie nikogo, kto by choć raz nie widział jakiegoś rysunku autorstwa Andrzeja Mleczki – kontrowersyjnego rysownika, który zadebiutował w 1971 r. na łamach pisma „Student”, i z którego twórczością na co dzień spotykamy się m. in. na łamach „Polityki”. Wszyscy znamy jego poczucie humoru, jego szybkie „rysunkowe” reakcje na to, co aktualnie dzieje się w Polsce, podsumowujące najróżniejsze zjawiska polityczne, kulturowe, społeczno – obyczajowe, sportowe i jakie tylko Wam jeszcze do głowy przyjdą – do wyboru, do koloru. Świetnie oddające naszą mentalność. Równie często oburzające przeciwników, co zadowalające zwolenników. Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Jedni mają mu za złe, że się czepia kościoła, księdza Rydzyka i polskiej religijności w ogóle, inni doceniają za bystre oko i trafne spostrzeżenia, jeszcze inni patrzą na to wszystko z przymruzeniem oka i świetnie się bawią. W przypadku takich albumów, jak ten tutaj, zawsze zastanawia mnie jedna rzecz - jak to jest, że gdy śmiejemy się z prezydenta, premiera i innych polityków - to jest to zupełnie OK. Gdy na tapetę idzie kościół i religia - to to juz jest "be" i odzywają się głosy sprzeciwu. Ale tak to już z artystą jest – jego zadaniem jest nie tylko komentować rzeczywistość, co przede wszystkim prowokować odbiorców do m.in. myślenia, zastanowienia – i to się Mleczce zawsze udaje, chyba głównie dlatego, ze jest świetnym obserwatorem naszej często ciasnej, ale własnej rzeczywistości, naszego rodzimego "piekiełka" z Polski rodem. Mnie wczoraj – po całodziennych zawirowaniach związanych ze zwolnieniem się z pracy, aby pojechać na bardzo ważną rozmowę – KWALIFIKACYJNĄ notabene, do nowej pracy – po stresie z tą rozmową związanym, po tym, jak ze zdenerwowania po tej rozmowie (pewnie wszystko „spaliłam”) zapomniałam pojechać do warsztatu na wymianę opon na zimowe – no więc mnie wczoraj Mleczko poprawił humor rewelacyjnie. Niniejszym przedstawiam Wam więc „Nowy zbiór rysunków satyrycznych komentujących naszą rzeczywistość w sposób czasem złośliwy, czasem dobroduszny, ale zawsze dowcipny”. Polecam! Najważniejsze, to umieć się śmiać z siebie samych:-)

Spis rzeczy:
Dialogi metafizyczne
Zwierzyniec
Świat dziecka
Wieś tańczy i śpiewa
Historyjki obrazkowe
Rozgrywki małżeńskie
Polityka dzika
Wesołych świąt
Rysunki bez ładu i składu
Autor: Andrzej Mleczko
Wydawnictwo:Iskry , Listopad 2009
ISBN:978-83-244-0116-1
Liczba stron:136
Wymiary:165 x 235 mm

poniedziałek, 9 listopada 2009

A propos 13. Targów Książki w Krakowie

Przeglądam aktualności w internecie i co czytam? Jakie informacje rzucają mi się w oczy moje (sterane trochę pracą na zdezelowanym kompie "pracowym"). Kochani - czytam same wspaniałe wiadomości, a mianowicie, że np.

"Około 25 tys. osób odwiedziło zakończone w niedzielę 13. Targi Książki w Krakowie - poinformowała Ewelina Podsiad z Targów w Krakowie. Są to wstępne, jeszcze niedokładne dane. W czterodniowej imprezie uczestniczyło 480 wystawców i 370 autorów. Po raz pierwszy targom towarzyszył Festiwal Literatury im. Josepha Conrada. Mottem tegorocznej imprezy były słowa Umberto Eco: "Kto czyta, żyje podwójnie" i wiele osób wzięło je sobie do serca, bo każdego dnia w hali targowej były tłumy. Miłośnicy literatury mogli się spotkać m.in. z Katarzyną Grocholą, o. Leonem Knabitem, Ryszardem Krynickim, Andrzejem Stasiukiem, Izabelą Sową i Olgą Tokarczuk. Zdaniem prezesa Polskiej Izby Książki Piotra Marciszuka "siłą krakowskich targów jest kontakt z publicznością", która chce przychodzić, spotykać się i rozmawiać z autorami, zaś dla wydawców, hurtowników i księgarzy to okazja do rozmowy o najważniejszych problemach branży.
A jeszcze niedawno GW informowała, że "Podobno mamy kryzys gospodarczy, a ponad połowa Polaków czyta najwyżej jedną książkę rocznie." Chciałabym jeszcze tylko dodać, że w zeszłym roku Targi Książki odwiedziło 23,5 tys. osób, natomiast w 2007 r. - 19,2 tys. Cieszy mnie to, że liczby te rosną z roku na rok i jest nas - moli książkowych - ciągle niemało, jeśli nie coraz więcej. Żałuję, że do Krakowa mam tak daleko... Stasiuk na żywo... Tokarczuk... Ech, szczerze "zazdraszczam" wszystkim, którzy mieli okazję, sposobność, możliwość i sama nie wiem co jeszcze:-)))
Podobno Polacy czytają jedną książkę w roku... Dobre sobie:-)

sobota, 7 listopada 2009

Mrówka w wielkim mieście - David Safier

Jak to jest urodzić się i być mrówką? No wiecie, okrągła główka z dwoma długimi czułkami, sześć nóżek, tułów, przesadnie duży odwłok... Aha, nigdy nie zastanawialiście się nad tym... No właśnie, o takiej mrówce mowa w książce Davida Safiera – tylko że ta mrówka to ... nowe wcielenie Kim Lange – niemieckiej prezenterki telewizyjnej, prowadzącej tzw. Polittalkshow. Kim jest bardzo atrakcyjną 32-latką, prawdziwą kobietą sukcesu goniącą za sławą. W jej życiu jest wprawdzie rodzina – mąż i 5-letnia córeczka Lilli, ale w rankingu priorytetów zajmują oni któreś z kolei miejsce, gdzieś tam za pracą, pracą i pracą oraz błyskiem reporterskich fleszy. Kim Lange poznajemy w momencie, gdy opuszcza dom – nie może zostać na przyjęciu urodzinowym swojej córki, bo właśnie otrzymała prestiżową nagrodę, okazała się zwyciężczynią w swojej kategorii – jedzie więc na lotnisko, aby wsiąść do samolotu i udać się na wielką galę. A po tym wszystkim po prostu pech – trafia ją spadająca z nieba umywalka – fragment rozpadającej się radzieckiej stacji kosmicznej. Sami przyznacie, że trudno o bardziej absurdalną przyczynę zejścia z tego świata, ale ten wypadek jest tylko wstępem do tej pełnej humoru opowieści. Pierwsza dama niemieckiego talkshow, rekin mediów - zostaje pomniejszona do stworzonka wielkości kilku milimetrów – mrówki. Jest to jej szansa na naprawienie błędów z poprzedniego życia, a Kim dopiero po swojej śmierci zdaje sobie sprawę z ich popełnienia. Odradza się później jeszcze jako świnka morska, cielak, pies – przeżywa po drodze mnóstwo zabawnych, często bardzo absurdalnych przygód, a wszystko po to, żeby za wszelką cenę wrócić do swojej rodziny.

Książkę można by na pierwszy rzut oka – dzięki lekkiemu językowi i wszechobecnemu humorowi – zakwalifikować do lektur łatwych, lekkich i przyjemnych, bo taka jest rzeczywiście. Ale oprócz tego jest to też książka dająca do myślenia, nakłaniająca czytelnika do zastanowienia się nad tym wszystkim, co w życiu ważne – sens i jakość życia, miłość... Ile czasu my sami poświęcamy swoim najbliższym w codziennej gonitwie za sprawami często błahymi; kiedy ostatnio przytuliliśmy swoje dziecko (nie to najmniejsze, bo ono jest przytulane tysiąc razy dziennie, ale to najstarsze – o głowę od nas wyższe)? Nie chciałabym, żeby to wszystko stało moim udziałem w następnym wcieleniu – tak jak spotkało to Kim – dopiero jako świnka morska uświadomiła sobie przyjemność płynącą z ciepłego dotyku dłoni jej męża, a jako pies – tak naprawdę spędzała ze swoją córka czas – dużo, długo, bawiąc się, przytulając... Dopiero jako pies zaczęła dostrzegać, jakie to ważne i przyjemne...

Autor: David Safier
Wydawnictwo:Galaktyka , Wrzesień 2009
ISBN:978-83-7579-025-2
Liczba stron:320
Wymiary:202 x 135 mm

niedziela, 1 listopada 2009

Losowanie zwycięzcy w konkursie nr 1...

... odbyło się dosłownie 3 minutki temu. Właśnie wróciłyśmy z dzisiejszego wyjazdu (zauważyłam, że tylko nasze auto było brudne - wszystkie inne lśniły, aż blask od nich bił - ludzie powariowali. Ja za to - gdy kilka dni temu zobaczyłam kolejkę przed myjnią (czekania na conajmniej 1,5 godziny) odjechałam stamtąd niezrażona, aby dziś wyjechać w trasę BRUDNYM samochodem). Ale, ale, ale.... nie o tym miało być. A więc Klara przed chwilą wylosowała swoją szczęśliwą rączką jeden los. Przedtem pomieszała w pojemniku z karteczkami, pomieszała... i wylosowała... Krępińską.
Zwyciężczynię w moim pierwszym konkursie proszę o przesłanie maila z danymi potrzebnymi do wysłania książki. Krępińskiej serdecznie gratuluję, a wszystkim, którzy wzięli udział w zabawie - bardzo serdecznie dziękuję. Na zakończenie powiem jeszcze tylko tyle, że wczoraj zaczęłam czytać "Zimną krew" - i stwierdzam, że jest dobra. Podoba mi się. Tak samo, jak pierwsza książka Theresy Monsour.