tag:blogger.com,1999:blog-19983224448973365572024-03-14T06:00:23.505+01:00Lubię czytać"Niech inni się chełpią stronicami, które napisali, mnie dumą napełniają te, które przeczytałem..."
Jorge Luis BorgesMySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.comBlogger108125tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-36280005387900199172011-02-20T22:42:00.002+01:002011-02-20T23:13:55.264+01:00Dziwne losy Jane Eyre - Charlotte Brontë<div style="text-align: justify;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TSq4WXJYG7I/AAAAAAAABfQ/FAGpfvVer0A/s1600/c2ee6e318dfaaa2a109add452ef088f5.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TSq4WXJYG7I/AAAAAAAABfQ/FAGpfvVer0A/s400/c2ee6e318dfaaa2a109add452ef088f5.gif" width="254" /></span></a><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Będąc niedawno na zakupach, natknęłam się w naszym hipermarkecie na ogromny kosz z przecenionymi ... czasopismami i książkami. Wszystko po złotówce. Wzięłam więc kilka numerów "Werandy" i "Mojego pięknego ogrodu", ale gdy zobaczyłam, że w tym koszu "wala się" klasyka światowego romansu - zagrzebałam się w rzeczonym koszu i wyszukałam kilka, m.in. "Dziwne losy Jane Eyre". Mój egzemplarz jest stary, wieki temu kupiony i przeczytany - wręcz "zaczytany" - w czasach moich wielkich, licealnych, jedynych i niepowtarzalnych miłosnych uniesień. Te znalezione w koszu z przeceną kupiłam do księgozbiorów moich dziewczyn. No przecież grzechem byłoby nie wziąć. Tylko mój K. (jako że należy do gatunku "mało czytających") oburzył się, że niektóre tytuły w ilości "po dwa" biorę. No cóż, zostawiam to bez komentarza. Niektórzy naprawdę nie potrafią zrozumieć miłości do książek. A tu taka okazja - po ZŁOTÓWCE!!!!</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Teraz, dzięki tym baaaaardzo udanym zakupom, sięgnęłam po "Dziwne losy..." po raz kolejny - na okoliczność - NIE UWIERZYCIE - czytania ich przez ... Starszomłodszą.</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Oglądałyśmy kiedyś w lecie film, bodajże "Mansfield Park", i tak ją historia tej pięknej miłości zachwyciła, że kilka dni temu - coś jej się tak przypomniało - zapragnęła o takiej właśnie miłości poczytać (chyba tak gwoli niedawnych Walentynek). Uznałam, że Jane i jej miłość do pana Rochestera nadadzą się w sam raz (mimo, że to inna autorka). Leży więc dziecię moje z tą książką, siedzi po turecku, kładzie się po kolei na każdym z boków, a ja jej herbatki donoszę, kanapeczki, przegryzki - a Wiki czyta. Nie reaguje już nawet na dźwięk przychodzącego połączenia lub sms-a, po powrocie ze szkoły i odrobieniu lekcji wycisza telefon, żeby w spokoju dokończyć czytanie. I tak właśnie lubię. Nie macie pojęcia, jak ja tak lubię. A najbardziej cieszę się na zmianę czytelniczego frontu. Po fascynacji "Gone", "Błękitnokrwistymi" i "Zmierzchem" moja córka czyta romans - nie romansidło, nie harlequin - ale prawdziwy romans, wiktoriańską opowieść o ubogiej guwernantce - Jane Eyre, która przeżywszy kilka bardzo smutnych lat swego dzieciństwa w domu swojego wuja, jego apodyktycznej żony i niesympatycznych, kłótliwych i agresywnych dzieci trafia w końcu na pensję z internatem. To, co ta biedna dziewczyna przeżywa, wystarczyłoby, żeby "obdarować" kilka innych osób - faktem jednak jest, że bohaterka "<i>buntuje się przeciwko konwenansom i ograniczeniom narzuconym przez społeczeństwo, (...) walczy o prawo do szczęścia i miłości, choć osiągnięcie celu wydaje się niemożliwe" - </i>słowem<i> -</i> wszystko się dobrze kończy. I tu pojawia się kolejna rzecz, którą bardzo lubię - a mianowicie dyskusje nad przeczytanym rozdziałem albo fragmentem (już jakiś czas temu moje dziewczyny założyły Rodzinny Dyskusyjny Klub Książkowy) - "co właśnie czytasz?", "a powiedz, spotkają się?", "ale byłaby głupia, gdyby mu uległa i wyjechała z nim na te misje!", "jak to dobrze, że jednak z nim nie pojechała", "mamo, a powiedz czy..." - "nie, nie powiem ci" - "ale mamo...", nawet Klara z zainteresowaniem uczestniczy w tych dyskusjach, nie bardzo jeszcze rozumiejąc, w czym rzecz. Ale co tam - niech się dziecię wprawia - w końcu czym skorupka za młodu... </span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Tylko że teraz, gdy już wiadomo, jakie jest zakończenie, targają moimi dziewczynami dylematy - czy taka miłość jest dzisiaj możliwa i czy jeszcze ktoś tak potrafi kochać? Oj dziewczyny, dziewczyny - wy również kiedyś spotkacie swoich panów Rochesteówr. Jestem tego pewna:-)</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">P.S. Nie lubię tej okładki - Jane za bardzo mi przypomina kogoś innego - chyba aktorkę grającą przed laty niewolnicę Isaurę.</span></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-37619002871649309602011-02-17T13:21:00.003+01:002011-12-05T21:34:24.913+01:00Gra w kości - Elżbieta Cherezińska<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-dF-fW831NUA/TVuXuDqWjHI/AAAAAAAABj0/OmILvlR3pFU/s1600/gra-w-kosci-bprod59280674.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="color: black; font-family: inherit;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-dF-fW831NUA/TVuXuDqWjHI/AAAAAAAABj0/OmILvlR3pFU/s400/gra-w-kosci-bprod59280674.jpg" width="268" /></span></a></div><span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Gra w kości</span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Elżbieta Cherezińska</span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Wydawca: Zysk i S-ka Wydawnictwo</span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Rok wydania: 2010</span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Ilość stron: 408</span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 18px;">ISBN 978-83-7506-581-7</span></span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="line-height: 15px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><br />
</span></span><br />
<span style="color: black; font-family: inherit;">Kilka ostatnich wieczorów upłynęło mi na .... grze w kości. </span><span class="apple-style-span"><span style="color: black;">Oooo, gdyby mój K. się o tym dowiedział, jestem pewna, że wpadłby w złość i martwiłby się, żebym nie wpadła w szpony hazardu i nie oplotły mnie zdradzieckie macki uzależnienia od chorobliwej chęci odegrania się. Gdyby jeszcze na dodatek dotarła do niego wiadomość, że w te kości grałam z pewnym przystojnym Bolesławem o zielonych oczach, ech - nie chcę nawet myśleć, co by się działo. A Bolesław przystojny jak nie wiem co, a do tego jaki chrobry...</span></span><br />
<div style="text-align: justify;"><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><span class="apple-style-span"><span style="color: black;">Na szczęście nie w kasynie spędzałam ten czas, nie przy stole przykrytym zielonym suknem, nie z krupierem mówiącym po francusku (przynajmniej tak to sobie wyobrażam, bo w prawdziwym kasynie nigdy nie byłam), - o nie - przeleżałam tych kilka wieczorów na własnej kanapie z książką Elżbiety Cherezińskiej w ręku.</span></span><span style="color: black;"><o:p></o:p></span><br />
<span class="apple-style-span"><span style="color: black;"><br />
</span></span></div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: inherit;">Jak ona to robi, ta pani Elżbieta - przywołuje w swoich powieściach świat sprzed ponad 1000 lat, opowiada o czasach zamierzchłych, archaicznych wydarzeniach, o których ledwo co się ze szkolnych lekcji pamięta - ale opowiada naprawdę rewelacyjnie. Kto czytał wcześniejsze powieści Cherezińskiej, wie z pewnością, o czym mówię (pisałam o pierwszej powieści<span class="apple-converted-space"> </span><a href="http://pchlitarg-katja.blogspot.com/2009/09/saga-sigrun-elzbieta-cherezinska.html">tu</a>, drugiej części sagi jeszcze nie miałam przyjemności przeczytać) - czytanie to uczta, którą się z ogromnym smakiem delektuje. Autorka napisała tę powieść (tak, tak Kochani - nie mamy tu do czynienia li tylko z zestawieniem suchych faktów historycznych) w ścisłej współpracy z profesorem Przemysławem Urbańczykiem (</span><span style="color: black;"> <i>"Spotkaliśmy się tylko raz. Rozmawialiśmy niecałą godzinę. Sceptyk z entuzjastką. Tradycjonalista z wizjonerką." -<span class="apple-converted-space"> </span></i>prof. Urbańczyk)<i> </i></span></div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: inherit;">"Gra w kości" jest wizją autorki dotyczącą Bolesława Chrobrego. Akcja powieści rozgrywa się w latach 997 - 1002 i umiejscowiona jest raz na dworze piastowskim i ziemiach Słowian, a raz na dworze cesarskim młodziutkiego cesarza Ottona III i podczas jego licznych wojaży. Jak się okazuje, tych 5 lat było najważniejszym okresem w życiu polskiego władcy, a wydarzenia mające wówczas miejsce (m.in. początki chrześcijaństwa na ziemiach polskich i w Europie, męczeńska śmierć św. Wojciecha i jego kanonizacja, walki i pielgrzymki ówczesnych władców, Zjazd Gnieźnieński), zostały przez Cherezińską przedstawione nie tyle barwnie, co przede wszystkim zgodnie z prawdą historyczną. Niezwykły talent autorki, lekkie pióro oraz dbałość o szczegóły, a i zaiste współpraca z profesorem Urbańczykiem zaowocowały tym, że powstało coś fajnego, a mianowicie powieść, która wykracza poza ramy dotychczasowej wiedzy historycznej zwykłych zjadaczy chleba - po lekturze "Gry w kości" stajemy się niemalże "ekspertami" od czasów chrobrowskich - jeszcze nigdy i w tak ciekawy i przystępny sposób nie został nam przedstawiony kawałek zamierzchłej historii. Ja osobiście dziękuję pani Elżbiecie za tę wspaniałą historyczną lekcję A co sama Autorka mówi o "Grze w kości"?<span class="apple-converted-space"> </span>-<span class="apple-converted-space"> </span>„Książka o Bolesławie Chrobrym chodziła mi po głowie od lat. Lubię drania.”(</span><span class="Apple-style-span" style="color: #3a3a3a; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 23px;">(<a class="external exitstitial" href="http://www.cherezinska.pl/gra_index.htm" rel="nofollow" style="background-image: url(http://images1.wikia.nocookie.net/__cb33531/common/skins/oasis/images/sprite.png); background-position: 100% 0%; background-repeat: no-repeat no-repeat; border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; color: #6f027c; font-size: 13px; font-style: inherit; font-weight: inherit; margin-bottom: 0px; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 0px; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 13px; padding-top: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;">http://www.cherezinska.pl/gra_index.htm</a>; dostęp dnia: 10.11.2010).</span> Teraz to i ja go lubię. </div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;"><span class="apple-style-span"><span style="color: black;">Przytoczę Wam króciutki fragment opisujący po części Emnildę, żonę Bolesława, ale przede wszystkim jego samego:</span></span></div><blockquote><span style="color: black; font-family: inherit;">" Gdy wydawano ją za mąż, przestrzegano: dziewczyno, nie będziesz znała dnia ani godziny. Wiedziała, że miał przed nią dwie żony i obie odprawił bez cienia wyrzutów sumienia. Wróżono jej najwyżej trzy lata z księciem. Więc od początku zachowywała się tak, jakby to miały być trzy lata. Cieszyła się każdym dniem, cieszyła się każdą nocą z nim, każdą chwilą. I ani się spostrzegła, jak minęło dziesięć lat. (...)</span><span style="color: black; font-family: inherit;">Wychowana w domu dzieci, z radością czekała na swoje. Mając wciąż w pamięci zabiegi Ody o prawa dla swych potomków, Emnilda postanowiła nie zabiegać u Bolesława o nic. Początkowo nawet wychowywała jego pierworodnego syna, Bezpryma. "Nie moje dziecko, ale przecież dziecko" - myślała. Ale gdy na świat przyszły ich dwie pierwsze córki, Bolesław zdecydował się oddalić Bezpryma z dworu. Dobrze się stało. Dzieciak był niesforny, istny szatanek, madziarski małysz, czarny i nieznośny. Coś by mu się stało, i byłoby na nią. Bolesław czekał, aż Emnilda da mu męskiego potomka. Ale gdy na świat przychodziły córki, nie dawał jej odczuć niechęci. Przynajmniej tego nie zauważyła. Za to gdy po trzech latach urodziła Mieszka, oszalał. Bała się, że coś zrobi dziecku - ściskał je, podrzucał, nosił, całował. Ją zresztą też, co Emnildę zawstydzało...</span><span style="color: black; font-family: inherit;">Kochała go. Jak nigdy nikogo., i nawet nie mogła sobie wyobrazić. że można by kochać bardziej. Tak, tak - każdego dnia pamiętała, że to może być jej ostatni. Ale może właśnie dlatego?</span><span style="color: black; font-family: inherit;">Miał słabości: lubił pić, lubił kochać się dużo i często, w miłości bywał odrobinę brutalny, w codziennym życiu nerwowy, nieobliczalny, szybko się nudził. Miał też zalety: lubił dobre miody, lubił kochać się dużo i często, w miłości bywał nadspodziewanie czuły, w codziennym życiu wyrozumiały, przewidywalny w nieobliczalności, jak się nudził jechał na polowanie z drużynnikami.(...)</span><span style="color: black; font-family: inherit;">Lubiła, gdy wodził za nią oczami jak pies.Już od dawna przestała myśleć, czy ten wzrok, czy to ściągnięcie brwi, rozpoznają dziewczyny usługujące im u stołu.Topiła się w jego zielonych oczach. Napawały ją przestrachem i jednocześnie - choć tego akurat nie chciała - rozgrzewały ją jak słońce sopel lodu. (...)"</span></blockquote><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;"><span style="color: black; font-family: inherit;"><br />
</span></div><div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;"><span style="color: black;">Co mnie jeszcze urzekło w "Grze w kości"? przede wszystkim to, jak Cherezińska pisze o kobietach. "</span><span style="color: black; font-family: inherit;">W Grze w kości" kobiety nie tyle możemy usłyszeć, co zobaczyć. Autorka wyciąga je z niebytu i ustawia obok głównych bohaterów. Jednak nie tylko je ukazuje, ale też nazywa. Przegapione przez źródła, traktowane jako bezimienne matki kolejnych pionków czy kości w grze, u Cherezińskiej stają się ważnymi figurami. Dzięki nim historia ma być dla nas bliższa. Najważniejsze jest jednak to, że sama autorka nie daje się ponieść i uchyla się przed potencjalnym oskarżeniem jej o feministyczną ingerencję w historię. Jej sugestywne i prawdopodobne obrazy kobiet mieszczą się bowiem w ramach epoki, wyzyskują możliwości permutacji dostępnych im ról, przez co przełamują prostotę schematu, jednocześnie pozostając zgodne z naszą wiedzą na temat średniowiecza." (</span><span style="color: black;"><o:p></o:p></span><a href="http://pisarki.wikia.com/wiki/El%C5%BCbieta_Cherezi%C5%84ska">http://pisarki.wikia.com/wiki/Elżbieta Cherezińska</a>)<br />
<span style="color: black; font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<span style="color: black; font-family: inherit;">Gorąco polecam. Według mnie "Gra w kości" zasługuje na 6!</span><br />
<span style="color: black; font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-COZxKC8ew-0/TV0Slncu79I/AAAAAAAABj4/xxVj2TLtQxM/s1600/180px-Elzbieta_Cherezinska.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://3.bp.blogspot.com/-COZxKC8ew-0/TV0Slncu79I/AAAAAAAABj4/xxVj2TLtQxM/s320/180px-Elzbieta_Cherezinska.jpg" width="320" /></a></div><span style="color: black; font-family: inherit;"><span class="Apple-style-span" style="color: #3a3a3a; font-size: 13px; line-height: 23px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><b style="border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; font-size: 13px; font-style: inherit; font-weight: bold; margin-bottom: 0px; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 0px; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px; vertical-align: baseline;">Elżbieta Cherezińska</b> urodziła się 9 października 1972 roku w Pile (województwo wielkopolskie) i choć szybko ją opuściła, by ukończyć Wydział Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie i na stałe zamieszkać w Kołobrzegu, to ze stolicą Wielkopolski połączyła ją jej pasja – pisanie książek. To właśnie poznańskie wydawnictwo zainteresowało się wydaniem jej drugiej książki <i style="border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; font-size: 13px; font-style: italic; font-weight: inherit; margin-bottom: 0px; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 0px; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px; vertical-align: baseline;">Byłam sekretarką Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum</i> (Zysk i S-ka 2008) oraz pierwszych dwóch części planowanej siedmiotomowej sagi skandynawskiej, które zapewniły autorce stałe miejsce na polskim rynku literackim. Wielkopolska stała się także tłem jej wydanej w 2010 roku powieści <i style="border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; font-size: 13px; font-style: italic; font-weight: inherit; margin-bottom: 0px; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 0px; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px; vertical-align: baseline;">Gry w kości</i>.</span></span></span><br />
<div style="border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; font-size: 13px; font-style: inherit; font-weight: inherit; margin-bottom: 0.5em; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 0.4em; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px; vertical-align: baseline;"></div><div style="border-bottom-width: 0px; border-color: initial; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; border-style: initial; border-top-width: 0px; font-size: 13px; font-style: inherit; font-weight: inherit; margin-bottom: 1em; margin-left: 0px; margin-right: 0px; margin-top: 1em; padding-bottom: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="color: black; font-family: inherit;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">W 2009 roku Elżbieta Cherezińska otrzymała stypendium im. Jerzego Koeniga przyznawane absolwentom Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, jednak już od 2008 roku przy jej nazwisku częściej pojawia się określenie pisarka. Teatrolożka umieszczona zostaje dopiero po przecinku. (życiorys również <a href="http://www.blogger.com/(http://pisarki.wikia.com/wiki/El%C5%BCbieta%20Cherezi%C5%84ska)">stamtąd</a>)</span></span></div></div></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-10505034119245409742011-02-14T12:25:00.000+01:002011-02-14T12:25:02.354+01:00Starorzecza - Antoni Kroh<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TUwbi3DjAXI/AAAAAAAABi0/T0KFirIKGww/s1600/starorzecza-bprod57986847.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TUwbi3DjAXI/AAAAAAAABi0/T0KFirIKGww/s400/starorzecza-bprod57986847.jpg" width="257" /></a></div><div style="text-align: right;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;">Wydawnictwo: ISKRY</span></div><div style="text-align: right;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;">Rok wydania: 2010</span></div><div style="text-align: right;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;">Ilość stron: 606</span></div><div style="text-align: right;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;"><br />
</span></div><div style="text-align: right;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;"><br />
</span></div><div style="text-align: right;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">O autorze - Antonim Krohu, nie słyszałam nigdy przedtem - no bo niby z jakiej racji - nie po drodze mi było z tym - jak się okazuje - znakomitym etnografem, historykiem kultury, pisarzem, tłumaczem literatury słowackiej i czeskiej. Aż mnie dziw bierze, ale dobrze się stało, że "Starorzecza" w końcu w ręce mi wpadły. Książka, o której mówię, trafiła jak nic w moje upodobania czytelnicze - wspomnienia rodzinne, opowieści i dzieje - cytując autora powiedziałabym - kawał dobrej "przedwojennej" literatury. I mówiąc "przedwojenna" nie o umiejscowienie w czasie mi chodzi, ale o ... , a zresztą przeczytajcie (str. 15):</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><i>"W naszej ówczesnej mowie słowo "przedwojenny" oznaczało " solidny, w dobrym gatunku, godzien zaufania". Przedwojenny garnitur, przedwojenny szewc. "Dadzą mi naganę za nieobecność na zebraniu czy nie dadzą, mi to wisi jak kilo kitu u sufitu na przedwojennej agrafce" - zanotowała mama spontaniczną wypowiedź koleżanki w biurze, lata 50. "Masło przedwojenne" (sklepik w Łodzi na Piotrkowskiej, lata 40. Osoba, która to zapisała, była zdumiona, że tylu ludzi na widok tej wywieszki uśmiecha się ze zrozumieniem). (...)</i></div><div style="text-align: justify;"><i>Gdy położyli mnie w szpitalu, pan z sąsiedniego łóżka, starszy człowiek, był właśnie po skomplikowanej operacji. Ordynator podczas codziennego obchodu oglądał go i powtarzał:</i></div><div style="text-align: justify;"><i>- Zrasta się, świetnie się zrasta! Żadnych powikłań! Zuch z pana! Przedwojenna, solidna robota, od razu widać!"</i></div><div style="text-align: justify;"><i><br />
</i></div><div style="text-align: justify;">Historie rodzinne, wspomnienia, plotki, anegdotki zasłyszane, zanotowane, skrupulatnie odtworzone w "Starorzeczach", zachowane dla potomnych nie tylko członków rodziny - dzięki publikacji ISKIER dla szerokiej rzeszy czytelników lubiących kilmacik w kolorze sepii, w ułańskim mundurze, z koronkowym kołnierzykiem i fryzurą w przedwojenne loki - o ludziach, którym przyszło żyć w czasach już po II wojnie światowej, ale - jakby nie było - o "przedwojennej" tradycji rodzinnej. Czytając "Starorzecza" nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oto patrzę na Polaków portret własny - są wśród pojawiających się krewnych, przyjaciół i znajomych zarówno ci wybitni, jak politycy, pisarze, wojskowi dygnitarze, utalentowani artyści, jak i ci najzwyklejsi - np. gosposia (ale z fryzurą a'la Smosarska). Dla mnie to historie smakowite tym bardziej, że wiele z nich z faktami historycznymi niewiele ma wspólnego - a nie o same fakty tu przecież chodzi - autorowi udało się napisać książkę o charakterze wspomnieniowym, ale jednocześnie taką, co to się ją czyta jak najlepszy bestseller. Co mnie się szczególnie podobało, to to, że Antoni Kroh to cudowny "opowiadacz", niektóre opisane wydarzenia mają charakter ... plotek, ploteczek. No wiecie - jedna pani drugiej pani... Ale takich fajnych ploteczek - co to nie są złośliwe, nikomu nie szkodzą... Ogromne poczucie humoru autora i barwne opisy życia wielu bohaterów w czasach bardzo różnych, najczęściej jednak ciężkich (pod względem sytuacji politycznej, gospodarczej, ekonomicznej) to lektura na kilka przyjemnych wieczorów - aż żal, że to już koniec - mnie przynajmniej jak zwykle po takiej lekturze.</div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-38451376906506986822011-01-29T23:16:00.004+01:002011-01-30T08:16:26.709+01:00Wreszcie trochę czasu na poezję...<div style="text-align: justify;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TUSE25_hANI/AAAAAAAABhE/8hpMQI4tWaQ/s1600/jakby-nigdy-nic-bprod59378197.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TUSE25_hANI/AAAAAAAABhE/8hpMQI4tWaQ/s400/jakby-nigdy-nic-bprod59378197.jpg" width="246" /></a></div><div><div style="text-align: justify;"><br />
<div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;">Wydawnictwo: ISKRY</span></div><div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-size: xx-small;">ISBN: 978-83-244-0147-5<br />
Format: 12.5x19.5cm<br />
Ilość stron: 76<br />
Oprawa: Twarda z obwolutą<br />
Wydanie: 1, 2010 r.</span></div></div><div style="text-align: justify;"><b><br />
</b></div><div style="text-align: justify;"><b>Jakby nigdy nic </b>to tomik baaaaardzo "refleksyjnych wierszy o miłości, przemijaniu, relacjach z bliskimi. Poeta kreuje wrażenie, że dopuszcza czytelnika do swoich najbardziej intymnych tajemnic – ale to tylko złuda, bo nie o sobie opowiada, ale o przeżyciach, których doświadczamy wszyscy" - tyle nota wydawcy. A moja? Czytelnika? Kobiety niemającej czasu na czytanie poezji? Wreszcie - kobiety, która ten czas w końcu znalazła? I wiecie co? Ogromnie się z tego cieszę - nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam jakiś tomik poezji w ręku... a zaczytywałam się nią w latach moich odległych licealnych, potem studenckich. A potem przyszło życie - a z nim ten ciągły pęd za czymś albo chęć poradzenia sobie, albo sprostania jakimś wymaganiom, czyimś oczekiwaniom - męża, dzieci, pracodawcy, znajomych i przyjaciół - i zabrakło czasu na poezję, na kontakt z nią i "ubogacające" obcowanie - a z perspektywy lat mogę tylko powiedzieć, że to ogromna szkoda. Bo poezja sprawia, że dusza mniej boli, a czytając słowa, które wyszły spod pióra poety - ja sama przynajmniej - mam często wrażenie, że to jest to, co mi w duszy gra, co dokładnie tak samo czuję i chciałabym powiedzieć, wyrazić - ale ani tak pięknie tego zrobić nie mogę, ani nie potrafię. Pamiętam, że w szkole nie lubiłam na samym początku lekcji polskiego poświęconym wierszom - tej odwiecznej analizy i dociekania, co poeta miał na myśli. Gęsiej skórki dostaję nawet dzisiaj na samą myśl o tym. A prawdę powiedziawszy - guzik mnie to dziś obchodzi i niewiele więcej obchodziło kiedyś. Dla mnie liczy się to, czy wiersz porusza jakieś struny w mojej duszy, skłania do refleksji, czy mam wrażenie, że oto właśnie przeczytałam coś, co i mnie po głowie się tłukło, ale wyjść z niej nie mogło, bo ogranicza mnie całkowity brak talentu w tym względzie i język jak kołek - bo jak potrzeba, to on już nie taki giętki, żeby wyrazić to wszystko, o czym pomyśli głowa. Chociaż - tak naprawdę, to ja nawet chyba nie potrafię tak pięknie jak poeta pomyśleć, ale tak mi się często podczas czytania poezji zdaje - że ja tak samo własnie pomyślałam. Ech, skomplikowane to wszystko - a wiersze Tomasza Jastruna,<span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"> poety, prozaika, krytyka literackiego i eseisty, autora reportaży (a tak zupełnie prywatnie syna poetki Mieczysławy Buczkówny i pisarza Mieczysława Jastruna) są świetne. Refleksyjne i wzruszające. Piękne. Lubię w poezji to, że mogę czytać "na chybił - trafił", otworzyć książkę, gdzie popadnie i czytać. A dawno tego nie robiłam. Czas wrócić do dobrych zwyczajów i nawyków</span></div><div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><br />
</span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><b>***</b></span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><b>Pieśń nad pieśniami</b></span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;"><b><br />
</b></span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Moja mama</span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">Dziwi się, że jestem taki stary</span></div><div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: inherit;">- Jezus Maria</span></div><div style="text-align: center;">Co się z tobą stało - </div><div style="text-align: center;">Dotyka czułą dłonią </div><div style="text-align: center;">Mojej twarzy</div><div style="text-align: center;">I próbuje ją wygładzić</div><div style="text-align: center;">- Przecież mój ojciec</div><div style="text-align: center;">Gdy ginął w obronie Warszawy</div><div style="text-align: center;">Mógł być teraz twoim synem </div><div style="text-align: center;">Wszystko tak się poplątało -</div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: center;">Nawet jeśli się poplątało</div><div style="text-align: center;">Mamo</div><div style="text-align: center;">To już się rozplątuje</div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: center;">A mój mały synek</div><div style="text-align: center;">Od tysiącleci </div><div style="text-align: center;">Ssie pierś swojej mamy</div><div style="text-align: center;">I sapie</div><div style="text-align: center;">I mruczy pieśń nad pieśniami</div><div style="text-align: center;">***</div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Mój mały synek też ją często mruczy, kiedy czytam leżąc obok niego...</div></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-70762934138172158752011-01-01T19:24:00.004+01:002011-01-01T20:55:52.224+01:00Na Nowy Rok...<div style="text-align: center;"><span class="Apple-style-span" style="color: red; font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: x-large;">...2011</span></div><ul><li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">wszystkiego najlepszego</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">spełnienia choć części marzeń, albo i wszystkich, jeśli chcecie</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">samych radosnych słonecznych poranków</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">milionów tęczowych uśmiechów</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">tylko dobrych ludzi na Waszej drodze</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">szczęśliwych i pełnych miłości dni</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">dużo życzliwości od innych</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">zdrowia dobrego (końskiego)</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">tylko ciekawych lektur </span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">przyjaciół prawdziwych</span></li>
<li><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">no i mnóstwo czasu... na czytanie książek, blogów no i na samo blogowanie (i łażenie po blogach)</span></li>
</ul><div><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Tego wszystkiego - i czego tam sobie jeszcze sami życzycie - życzę Wam z całego serca. </span></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-13249332203307852102010-12-30T15:55:00.001+01:002010-12-30T15:59:25.783+01:00Książka powinna w duszy czytelnika wywoływać obrażenia...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TQY-SyLcRQI/AAAAAAAABdg/bN9Q4eKFx-k/s1600/laka-umarlych-bprod58884692.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: x-small;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TQY-SyLcRQI/AAAAAAAABdg/bN9Q4eKFx-k/s320/laka-umarlych-bprod58884692.jpg" width="222" /></span></a></div><div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Moje szczęście do dobrej literatury nie opuszcza mnie. Mam nosa do dobrych książek. Naprawdę. I uważam tak nie tylko dlatego, że generalnie lubię książki o takiej tematyce, zachwycona jestem przede wszystkim sposobem narracji, przedstawienia minionych kontrowersyjnych wydarzeń i postaci w taki sposób, że nie można się oderwać od czytania - o trudnym nie tylko w odbiorze temacie, bez chowania głowy w piasek i uciekania od niewygodnej prawdy. </span><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Najbardziej cieszy mnie jednak fakt, że "Łąka umarłych" to powieść polskiego autora - Marcina Pilisa, traktująca o zbrodni z okresu II wojny światowej, a przedstawiona czytelnikowi na trzech płaszczyznach. O zbrodni wojennej - wbrew pozorom nie tylko nazistowskiej - ale takiej, której dopuścili się Polacy - mieszkańcy Wielkich Lip, wioski na końcu świata, wydawałoby się, że zapomnianej przez Boga i ludzi, ale nie przez diabła. O zbrodni tak bezsensownej i wstrząsającej, że nie można oprzeć się wrażeniu, że już chyba tylko diabeł tych ludzi opętał i za sprawą jego parszywych podszeptów wszystko się wydarzyło.</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">"Łąka umarłych" to książka pokazująca, że Polak potrafi, że Polak jest zdolny - ale w tym złym tych słów znaczeniu - że nie wiedzieć czemu ten Polak staje się równy naziście i dopuszcza się obrzydliwej zbrodni na znajomych i sąsiadach, na ich niewinnych dzieciach, tylko dlatego, że byli oni Żydami. Trudno jest przyjąć do wiadomości ten fakt, trudno to zrozumieć, tym bardziej, że przecież WSZYSCY potępiają hitlerowskie Niemcy za zbrodnie, jakich dopuścili się na Żydach, że przecież Polacy byli w czasie wojny tymi "dobrymi", ratującymi, często ryzykującymi własne życie, sprawiedliwymi wśród narodów świata - a u Pilisa dostajemy tak wstrząsającą prawdę o Polakach i ich udziale w wydarzeniach z 1942 roku, które rozegrały się w Wielkich Lipach, że tak naprawdę człowiek zaczyna wątpić - w swoją wiedzę i historyczną prawdę o II wojnie światowej. Na szczęście opisywane u Pilisa wydarzenia to nie fakty, ale fikcja literacka - przedstawiona jednakże tak, że można by się pokusić o stwierdzenie jej autentyczności - nie mniej jednak nawiązuje ona do autentycznych tragicznych wydarzeń z czasów wojny w Jedwabnem. Dla mnie jest to tylko dowód na to, że Marcin Pilis to autor zasługujący na miano mistrza nie tyle pióra, co mistrza trudnego tematu.</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-size: small;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Napisałam w tytule tego posta, że - cytując E<span class="Apple-style-span" style="line-height: 21px;">mila Ciorana ("Z</span><span class="Apple-style-span" style="line-height: 21px;">eszyty 1957-1972") - książka powinna w duszy czytelnika wywoływać obrażenia - i "Łąka umarłych" taka właśnie jest - targa naszymi emocjami i gra na uczuciach nie pozwalając ani na moment zapomnieć o czytanym tekście. Opisuje dramat nie tylko Żydów z 1942 roku, ale również ich polskich katów po kilku dziesięcioleciach od tamtych wydarzeń. I pokazuje jak trudno jest żyć z piętnem minionej zbrodni, jak może i chciałoby się uciec od odpowiedzialności i wieść normalne życie, ale i pokazując jednocześnie, jak bardzo jest to niemożliwe. Nie chcę wchodzić w szczegóły, żeby nie zdradzić zbyt wielu faktów, jestem przekonana, że wielu z Was zepsułoby to przyjemność czytania powieści - jeśli jednak jesteście czytelnikami o wysokich wymaganiach wobec czytanej książki, to sięgnijcie po "Łąkę umarłych" Pilisa - na pewno Was nie zawiedzie, a przez Waszą duszę przetoczy się niczym tornado, </span></span><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 21px;">pozostawiając obrażenia porównywalne z tymi, jakie zostają po wybuchu granatu. Jedno jest pewne - zostaniecie dosłownie zmuszeni do zastanowienia się nad tym, skąd tyle zła bierze się w człowieku. I czy możliwe jest przeciwdziałanie takiemu złu. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: x-small;"><i><br />
</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="color: #333333; line-height: 22px;"><i><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: xx-small;">Tytuł: Łąka umarłych<br />
Autor: Marcin Pilis<br />
Wydawca: Wydawnictwo SOL<br />
Oprawa: Miękka<br />
Rok wydania: 2010<br />
Język: polski<br />
Numer ISBN: 9788362405138<br />
Liczba stron: 384</span></i></span></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-6451179253357459992010-12-25T07:42:00.004+01:002010-12-25T08:20:27.287+01:00Wesołych Świąt!<div align="center" style="line-height: 21px;"><div class="separator" style="clear: both; color: #000033; font-family: Times, serif; font-size: 14px; font-style: italic; text-align: center;"></div><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">Pomódlmy się w Noc Betlejemską,</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">by wszystko się nam rozplątało,</span></div><div align="center" style="line-height: 21px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">węzły,konflikty, powikłania.</span></div><div align="center" style="line-height: 21px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">Oby się wszystkie trudne sprawy</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">porozkręcały jak supełki,</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">własne ambicje i urazy</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">zaczęły śmieszyć jak kukiełki.</span></div><div align="center" style="line-height: 21px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;"><br />
</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">Oby w nas paskudne jędze</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">pozamieniały się w owieczki,</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">a w oczach mądre łzy stanęły</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">jak na choince barwnej świeczki.</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></div><div align="center" style="line-height: 21px;"><div><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: xx-small;">(<i>ks. J. Twardowski)</i></span></div><div><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></div><i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Wesołych Świąt wszystkim życzę, pięknych, ciepłych i dobrych, spędzonych w gronie najukochańszych osób. </span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: large;">Życzę Wam, abyście je spędzili <span class="Apple-style-span" style="line-height: 18px;">z radością w sercu i uśmiechem na twarzy, niech ten czas pozwoli Wam cieszyć się tym wszystkim, co sprawia, że Boże Narodzenie ma swoją magię. </span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 18px;"><br />
</span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 18px;">I jeszcze zdrowia, szczęścia, wszelkiej pomyślności, czyli tego wszystkiego, czego nie można kupić za pieniądze.</span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 18px;"><br />
</span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 18px;"><span class="Apple-style-span" style="color: red; font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Wesołych Świąt!</span></span></span></i><br />
<i><span class="Apple-style-span" style="font-size: large;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 18px;"><span class="Apple-style-span" style="color: red; font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></span></span></i><br />
<div style="text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 18px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">I na koniec, jak zwykle u mnie w Boże Narodzenie, krótka prezentacja moich tegorocznych wieńców adwentowych. </span></span></div></div><div align="center" style="font-family: Times, serif; line-height: 21px;"><b></b></div><div align="center" style="font-family: Times, serif; line-height: 21px;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010021-1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="color: black;"><img border="0" height="640" src="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010021-1.jpg" width="640" /></span></a></div><b><br />
</b><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010030.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="color: black;"><img border="0" height="481" src="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010030.jpg" width="640" /></span></a></div><b><br />
</b><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010032.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="color: black;"><img border="0" height="640" src="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/grudzie2010032.jpg" width="481" /></span></a></div><b><br />
</b><br />
<span class="Apple-style-span" style="color: red;"><b><br />
</b></span></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-29782699916929487502010-11-25T11:20:00.006+01:002010-11-25T13:55:52.842+01:00Czy macie jeszcze swojego pluszowego misia z dzieciństwa?<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">25. listopada - Dzień Pluszowego Misia</span></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: normal;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="background-color: white;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Czy moglibyście wyobrazić sobie świat bez misia? Swoje dzieciństwo bez pluszowej przytulanki, która ułatwia życie wszystkim maluchom, pomaga zasypiać, pociesza po przebudzeniu w środku nocy, koi ból i łzy, a którą wielu dorosłych przechowuje do dziś z ogromnym sentymentem. Ja też mam swojego misia (zdjęcie wkleję po południu, bo baterie do sprzętu jeszcze się ładują) - nie w</span></span></span><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="background-color: white;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">iem od kiedy jest u mnie, ale z pewnością jest on bardzo wiekowy (ma prawie 40 lat:-) </span></span></span></span></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"></div><blockquote><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">"Wszystko zaczęło się w 1902 roku, gdy prezydent Stanów Zjednoczony Teodor Roosvelt, wybrał się na polowanie. Po kilku godzinach bezskutecznych łowów, jeden z towarzyszy prezydenta postrzelił małego niedźwiadka i zaprowadził go do Roosvelta. Prezydent, gdy ujrzał przerażone zwierzątko, natychmiast kazał je uwolnić.</span></blockquote><blockquote><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Wydarzenie uwiecznił na rysunku Clifford Berryman. Rysunek ukazał się w gazecie „The Washington Post”. Obrazek natchnął sklepikarza z Brooklynu, Morrisa Mitchoma, imigranta z Rosji, do produkcji, za specjalnym pozwoleniem prezydenta, pluszowych niedźwiadków o nazwie Teddy. W ciągu kilku lat Mitchom stał się potentatem pluszowym i właścicielem „Ideal” – jednej z najbardziej znanych firm produkującej misie." (cytat wzięłam </span></span><a href="http://www.wiadomosci24.pl/artykul/25_listopada_dzien_pluszowego_misia_12535.html"><span class="Apple-style-span" style="color: black;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">stąd</span></span></span></a><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">)</span></span></blockquote><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 16px;">Dzisiejszy dzień jest przyjemny podwójnie: 25 listopada to moje imieniny i święto Pluszowego Misia. Zapowiada się bardzo fajnie, choć Ka. nieobecny, ale to nic - poświętujemy z "dzieckami". Od Ka. dostałam piękne życzenia imieninowe, szkoda że on tak daleko, ale co zrobić - taka praca, że się po świecie tułać trzeba.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="background-color: white;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span></span></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="line-height: 16px;"><span class="Apple-style-span" style="background-color: white;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;">Zaraz się biorę do pieczenia - nie może się przecież obyć takie podwójne święto bez wspaniałego ciasta. Chyba zaproponuję moim dziewczynom rogaliki drożdżowe nadziewane jabłkami i śliwkami - a zresztą poczekam z tym pieczeniem do 16.00. Wtedy upieczemy je razem z Klarą - będzie miała super zajęcie na dzisiejsze popołudnie, bo po powrocie z przedszkola strasznie się nudzi czasami i chciałaby non stop oglądać Jim Jam.</span></span></span></div><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><br />
</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; line-height: 16px;">Klara zabrała dziś do przedszkola nie misia, a pluszowego słonia Teddy'ego, który towarzyszy jej od urodzenia. Kiedyś nazywał się "NieMa", bo ciągle go gdzieś gubiła i gdy chciała go przytulić, a my nie mogłyśmy go znaleźć, mówiłyśmy jej: nie ma... A potem mój Ka. wymyślił Teddy'ego, bo łatwo wpadał w ucho i nie był trudny do wymówienia. A poniżej zdjęcie Klary z zeszłorocznego Święta Misia</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/misie-1-1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://i294.photobucket.com/albums/mm101/katja126/misie-1-1.jpg" /></a></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-28574955331357268232010-10-21T13:39:00.006+02:002010-10-21T14:20:58.585+02:00Książka dla koneserów wielkiej historii<div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TMAGlJUM8EI/AAAAAAAABYk/bV8NvU-OASQ/s1600/lwowskie-orleta-czyn-i-legenda-bprod26610010.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" nx="true" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TMAGlJUM8EI/AAAAAAAABYk/bV8NvU-OASQ/s400/lwowskie-orleta-czyn-i-legenda-bprod26610010.jpg" width="280" /></a></div><div style="text-align: justify;">Polskie Kresy i tematyka z nimi związana to mój konik od bardzo dawna - choć przypuszczam, że książka, o której dziś chcę opowiedzieć pewnie jeszcze długo by czekała na swoją kolej (z racji ogromnej ilości książek w kolejce do przeczytania), ale tak się szczęśliwie złożyło, że jeszcze do niedawna (z różnych, w większości wiadomych przyczyn), nie spałam po nocach i miałam sporo czasu na nadrabianie czytelniczych zaległości. Kolejka (a raczej kupka) książek zdecydowanie zmalała, nie zmalały natomiast blogowe zaległości, które ni mniej ni więcej zostaną nadrobione. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">"Lwowskie Orlęta. Czyn i legenda" Stanisława Sławomira Nicieji - historyka, biografisty, eseisty, długoletniego rektora Uniwersytetu Opolskiego, wreszcie senatora V kadencji, który jest autorem kilkunastu książek, setek artykułów i wielu dokumentalnych filmów telewizyjnych,</div><div style="text-align: justify;">i który określany jest wielkim znawcą Polskich Kresów -to pozycja na rynku czytelniczym, o której mogę śmiało powiedzieć, że jest tak samo wyjątkowa, jak wyjątkowa jest legenda o Lwowskich Orlętach - o której każdy z nas coś słyszał, czasami temat pojawia się przecież w prasie, w wiadomościach telewizyjnych itp., ale tak naprawdę i do końca nie każdy z nas może coś konkretnego na ten temat powiedzieć. Dzięki profesorowi Nicieji - strażnikowi pamięci o tamtym pamiętnym listopadzie roku 1918 we Lwowie - historia ta jest ciągle żywa. Dzieje się tak za sprawą jego książki, w której w nie tylko bardzo przystępny sposób przedstawia opis walk o Lwów, sylwetki ich uczestników oraz tworzenie się legendy i dzieje Cmentarza Orląt - jego relacja jest - można rzec - obiektywna i rzetelna. Lubię takie jasne przedstawienie tematu, bez konieczności zastanawiania się, co też autor chciał nam powiedzieć</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Z <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Orl%C4%99ta_Lwowskie">WIKIPEDII</a>:</div><div style="text-align: justify;">Mianem Orląt Lwowskich określa się młodych mieszkańców Lwowa, którzy wobec braku we Lwowie polskich oddziałów wojskowych, w listopadzie 1918 bronili miasta przed oddziałami wojsk ukraińskich. Młodzi ochotnicy walczyli też z wojskami radzieckimi w 1920. W skład ochotniczych wojsk polskich wchodzili uczniowie, studenci, robotnicy, urzędnicy, chłopcy i dziewczęta. Walczono najpierw praktycznie gołymi rękami, później – już ze zdobytą na wrogu bronią. Wobec braku regularnych wojsk, wysłanych przez austriackie dowództwo w inne regiony Europy, młodzi obrońcy postanowili wyzwolić swoje miasto przekazane przez ustępujących zaborców wojskowym oddziałom ukraińskim, ściągniętym celowo do Lwowa. W sumie w walkach po stronie polskiej brało udział 6022 osoby, spośród których 1421 nie przekroczyło 17. roku życia, zaś najmłodszy miał zaledwie 9 lat. Jeden z nich, 13-letni Antoś Petrykiewicz został najmłodszym w historii kawalerem Orderu Virtuti Militari.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">„W ulicznych walkach 1918 r. we Lwowie Polacy wygrali z Ukraińcami przede wszystkim dlatego, że było to ich miasto<nbsp></nbsp><nbsp></nbsp>– i to nie tylko w jakimś abstrakcyjno-historycznym wymiarze, ale właśnie w wymiarze konkretnym, osobistym – to były ich bramy, podwórza, zaułki, to oni znali je na pamięć, choćby dlatego, że umawiali się tam ze swoimi pannami”. - to słowa znanego pisarza ukraińskiego Jurija Andruchowycza, przytoczone przez Profesora Nicieję na kartach swej książki. Najbardziej porusza w bitewnych relacjach zaangażowanie, determinacja i ogromny patriotyzm uczestników, będących niejednokrotnie w wieku naszych dzieci (co czwarty obrońca Lwowa nie miał ukończonych 18 lat) - grupę najmłodszych żołnierzy symbolizują dwa nazwiska poległych: 13-latka Antosia Petrykiewicza i 14-latka Jurka Bitschana. Historyczna prawda o tamtych dniach to - jak już wcześniej zaznaczyłam - prawda nie tylko obiektywna, to również prawda kontrowersyjna - i jak się okazuje - pomimo wysiłków, aby to zmienić - do niedawna, a i chyba nawet w dalszym ciągu nadal inaczej postrzegana przez Polaków i Ukraińców, którzy przez wiele lat utrudniali, byli wręcz przeciwni, odbudowie Cmentarza Orląt Lwowskich ( a ostatecznie nie zgodzili się na odtworzenie monumentalnej kolumnady). To, że lwowski cmentarz poległych w obronie miasta to po 1989 roku jeden z największych sukcesów w walce o narodową pamięć i tożsamość, nie podlega żadnym wątpliwościom ani dyskusjom - legendy i ich bohaterowie potrzebują pamięci nie tylko książkowej, potrzebują także, a może przede wszystkim - miejsc o nich opowiadających. Zwoleników tej idei jednoczy przekonanie o słuszności tej tezy, nawet pomimo takich głosów, jak chociażby ten, Jacka Kuronia (nota bene urodzonego we Lwowie), przeciwnika odbudowy cmentarza: „W Polsce nie ma w żadnym mieście panteonu triumfu oręża niemieckiego, rosyjskiego czy żadnego innego”. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Książka profesora Nicieji podzielona jest na prolog, trzy rozdziały i epilog. Na końcu znajduje się bibliografia ze wskazaniem materiałów źródłowych: tych niedrukowanych oraz czasopism, opracowań i artykułów prasowych. Autor zadał sobie też trud tworząc wykaz szkół noszących imię Orląt Lwowskich. Dla co bardziej dociekliwych znajuje się też na końcu książki indeks osób (a nie nazwisk, jak to się czasami w różnych publikacjach spotyka). </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif;">"Lwowskie Orlęta. Czyn i legenda" to lektura - mimo wielkiej historii, którą opisuje - bardzo przyjemna i łatwa w odbiorze, napisana językiem zrozumiałym dla każdego laika (również tego tzw. "odpornego" na przyswajanie wiedzy każdego rodzaju, a zwłaszcza wiedzy historycznej) - napisana (jak to powiedział </span><a href="http://alehistoria.blox.pl/2009/12/S-S-NICIEJA-LWOWSKIE-ORLETA-CZYN-I-LEGENDA.html"><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif;">docent 73</span></a><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif;">) "bez dygresji i komentarzy, bez przesadnego moralizatorstwa, patriotycznego nadęcia, czy „politykierstwa”. " (zainteresowanych odsyłam do niego - naprawdę świetna recenzja). I co jeszcze ważne (z pewnością nie tylko dla mnie) - książka jest świetnie wydana - ale to już norma, jeśli chodzi o książki Wydawnictwa ISKRY - sztywna okładka z obwolutą, zszywana (jak ja nie lubię klejonych grzbietów), wspaniały papier (taki już trochę "pożółkły"), na którym zamieszczone są historyczne fotografie bohaterów oraz miejsc, o których w książce mowa - wszystko to razem oddaje niepowtarzalnego ducha tej książki. A tak na marginesie - może to i będzie kryptoreklama, ale to mój blog i mogę sobie na nim pisać, co mi się żywnie podoba - ja naprawdę kocham ISKRY za ich profesjonalizm i dbałość o szczegóły, za to, że każdy klient - czytelnik (a więc i ja również) jest dla nich najważniejszy, a jego zadowolenie to priorytet nad priorytetami) - nic dodać, nic ująć :-) </span><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif;">Ja do kompletu i pełni szczęścia z taką książką potrzebuję jeszcze tylko ulubionego kubka z ulubioną waniliową albo karmelową herbatą, ulubionej sofy i ulubionego patchworka. No i jeszcze ciszy i spokoju - a o to z kolei w ostatnich tygodniach raczej trudno u mnie. </span></div><blockquote><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif;">Na bramie cmentarza Orląt widnieje napis „Morituri sunt ut liberi vivamus” – Umarli, abyśmy żyli wolni. Tej ofiary starczyło, niestety, tylko na 20 lat. W tym czasie, w polskim Lwowie wykładali: Stefan Banach, Roman Ingarden, Eugeniusz Romer, Juliusz Kleiner, Ignacy Mościcki, urodzili się zaś: Stanisław Lem, Stanisław Skrowaczewski, Zbigniew Herbert, Adam Hanuszkiewicz, Andrzej Kurylewicz, Roman Cieślewicz, Kazimierz Górski. Lwów – które serce polskie nie drgnie na to miano! (Rzeczpospolita)</span></blockquote><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Wydawnictwo: Iskry</span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Rok wydania: 2009</span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;"></span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Oprawa: twarda w obwolucie</span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">ISBN: 978-83-244-0117-8</span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Stron: 308</span></em><br />
<em><span style="font-family: "Helvetica Neue", Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Wymiary: 175x245</span></em>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-66280910848203333592010-10-16T12:57:00.000+02:002010-10-16T12:57:41.744+02:00Proszę państwa, oto Miś...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TLl5ID4qcRI/AAAAAAAABYg/DWaL5yx8_xg/s1600/Ksawery+014.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" ex="true" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TLl5ID4qcRI/AAAAAAAABYg/DWaL5yx8_xg/s400/Ksawery+014.jpg" width="390" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">... nasz Miś - Ksawery - urodził się 5 października, a ważył - ba! - 3980 g i mierzył 55cm. Pozdrawiamy wszystkich, którzy nam kibicowali i trzymali kciuki za szczęśliwe rozwiązanie :-)))</div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-8254573530166998732010-07-25T07:29:00.001+02:002010-07-25T09:49:00.626+02:00Bajkowe lulanki - Agnieszka Tyszka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TEu0g---nWI/AAAAAAAABXk/fYGjNS17SVo/s1600/71814.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" hw="true" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TEu0g---nWI/AAAAAAAABXk/fYGjNS17SVo/s200/71814.jpg" width="186" /></a></div><div style="text-align: justify;">I znów wpadłyśmy po uszy w bajkowe opowieści, tym razem Agnieszki Tyszki. Nasza ostatnia księgarniana wizyta zakończyła się kupnem "Bajkowych lulanek" (polowałyśmy na coś innego, a że nie było... no cóż, nie możemy przecież wyjść z księgarni z pustymi rękoma:-)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Książka z pięknymi bajkami na dobranoc i dobry sen jest zielona i radosna - i muszę szczerze przyznać - tak samo się czujemy czytając ją - jest nam po prostu zielono i wesoło. I lekko na duchu. I naprawdę z niecierpliwością czeka się na wieczorne (i nie tylko) spotkanie z książką, do której dołączona jest płyta z nagranymi bajkami. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">O tym, dlaczego pokochałyśmy "Bajkowe lulanki" napisałam <a href="http://ksiazniczkaklara.blogspot.com/">tutaj</a></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-82797830574239535332010-07-17T07:42:00.005+02:002010-07-25T07:31:41.425+02:0026 bajek z Afryki<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TEE2yeUBSeI/AAAAAAAABXU/mOsAYKylXIs/s1600/26-bajek-z-afryki-bprod38760147.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; cssfloat: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" hw="true" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TEE2yeUBSeI/AAAAAAAABXU/mOsAYKylXIs/s320/26-bajek-z-afryki-bprod38760147.jpg" /></a></div><strong>ze zdjęciami Ryszarda Kapuścińskiego </strong><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">Książeczka patrzyła na nas z półki zaprzykaźnionej cioci wielkimi oczyma tego nieśmiałego chłopca z okładki. I od razu nas zauroczyła - jeszcze na miejscu, u cioci, obejrzałyśmy wszystkie zdjęcia, a do domu pożyczyłyśmy do przeczytania. Nie jestem jakąś maniaczką afrykańskich klimatów, Afryka nie jest moją pasją, ale chętnie sięgam po pozycje wydawnicze, które pomagają mi w łatwy i przystępny sposób przybliżać dzieciom kultury innych narodów. Tutaj mamy dodatkowo do czynienia z innymi narodami zamieszkującymi inny kontynent - Czarny Ląd. Muszę przyzanć, że miałam nadzieję na dobrą lekturę dla mojej Najmłodszej i nie zawiodłam się, tym bardziej, że podczas czytania jednej z bajek zauważyłam, że maleńka słucha z zainteresowaniem. Może jeszcze nie wszystko rozumie, ale wierzę, że z czasem będzie coraz lepiej, bo bajki kocha się w naszym czytelniczym domu niezależnie od wieku.</div><div style="text-align: justify;">Cieszę się, że bajki są naprawdę inne od naszych, nie tylko polskich, ale bajek europejskich w ogóle - określiłabym je jako prawdziwie afrykańskie, doskonale oddające klimat gorącego słońca i tego innego, afrykańskiego świata - z całą tą inną kulturą, egzotyką, magią, innymi wierzeniami. Każda bajka kończy się morałem, każda bajka jest też tak bardzo prosto napisana, że niektóre elementy bajek Klara potrafi sama dopowiedzieć (mała je uwielbia, już je kilkadziesiąt razy przeczytałyśmy). Klara uwielbia też oglądać zdjęcia, często siadamy razem i wertujemy opasłe tomiska naszych rodzinnych albumów. A że lubi wiedzieć, kto zacz na oglądanych zdjęciach, więc wszystkie dzieci na zdjęciach w tej książce mają swoje imiona. I do każdego zdjęcia (które są naprawdę świetne) została też wymyślona przez Najmłodszą jakaś "realna" historia - np. "ten chłopiec biegnie właśnie do domu, bo baldzo ce mu sie pić". I słuchane bajki, i te zdjęcia właśnie, inspirują moją córcię do "twórczego paplania" - a o to właśnie chodzi - z książką na kolanach rozmawiamy i rozmawiamy. Na razie "26 bajek z Afryki" wyparło z cowieczornego czytania wszystkie inne książki i przed zaśnięciem jest czytana i oglądana najpierw wspólnie, potem samodzielnie, a i w ciągu dnia, na hasło "-Poczytamy?" też jest za każdym razem przynoszona. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to może najwyższy czas po nią sięgnąć? <br />
<br />
My nasz pożyczony egzemplarz niedługo musimy zwrócić, trzeba więc będzie przy najbliższej wizycie w empiku na własność zakupić... Jak ja lubię takie zakupy planować!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><em><span style="font-size: x-small;">Wydawnictwo:Agora/Green Gallery , Marzec 2007 </span></em><br />
<em><span style="font-size: x-small;"></span></em><br />
<em><span style="font-size: x-small;">Seria:Biblioteka Gazety Wyborczej </span></em><br />
<em><span style="font-size: x-small;">ISBN:978-83-60225-93-6 </span></em><br />
<em><span style="font-size: x-small;">Liczba stron:124 </span></em><br />
<em><span style="font-size: x-small;">Wymiary:194 x 197 mm</span></em>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-90503172260855156462010-07-03T18:33:00.002+02:002010-07-03T19:06:00.143+02:00Uśmiech Lisy - Donna Jo Napoli<div style="text-align: justify;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC9D1cf5C6I/AAAAAAAABW8/cI104vdLiFY/s1600/usmiech-lisy-bprod57248110.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" rw="true" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC9D1cf5C6I/AAAAAAAABW8/cI104vdLiFY/s400/usmiech-lisy-bprod57248110.jpg" width="266" /></a> Wychodzi na to, że sporo ostatnio czytam tzw. "młodzieżówek", ale co zrobić - domowa młodzież czyta (ostatnio wręcz namiętnie), czasami sama nie wie czego chce, więc żeby móc służyć radą i nie być gołosłowną polecając coś do czytania, muszę znać temat, bo inaczej wyszłabym na idiotkę. Nie lubię też używać sformułowania "idź i weź sobie sobie coś z tej i tej półki", bo najprawdopodobniej nie weźmie sobie niczego. Ale w tym przypadku było inaczej. <strong>Tej książki nie przeczytałam!</strong> Przyznaję się bez bicia. Starszomłodsza - chyba powodowana uwielbieniem do innej książki o podobnym klimacie, o której pisałam w zeszłym roku (mowa oczywiście o "<a href="http://pchlitarg-katja.blogspot.com/2009/11/primavera-mary-jane-beaufrand.html">Primaverze</a>") - sama z siebie, z własnej nieprzymuszonej woli przeczytała "Uśmiech Lisy"... No po prostu miód na moje matczyne serce:-) Aż się zdziwiłam po ostatniej fascynacji "Błękitnokrwistymi". Ale pamiętam, jak wtedy podobała jej się opowieść o renesansowej Florencji, pewnie więc i teraz miała nadzieję na podobne przeżycia. To, co poniżej napiszę - opowiedziała mi moja córka.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">"Uśmiech Lisy" to świetnie opowiedziana historia pewnej dziewczyny, 13-letniej Elisabetty, mieszkającej wraz z rodzicami na włoskiej prowincji, w Villi Vignamaggio niedaleko Florencji, gdzie jej ojciec hoduje jedwabniki i zajmuje się produkcją jedwabiu. Zwykła, skromna dziewczyna, która za chwilę będzie obchodziła swoje trzynaste urodziny i <em>mamma</em> oraz <em>papa</em> zajęci są przygotowaniami do mającego się odbyć z tej okazji balu. A na balu... na balu ma pojawić się mnóstwo konkurentów do ręki Elisabetty - rodzice mają nadzieję dobrze wydać ją za mąż, może nawet za któregoś z Medyceuszy? Elisabetta najbardziej lubi pomagać swojemu papie przy jedwabnikach i wcale nie uważa, żeby była jakąś pięknością - ale odmiennego zdania jest przyjaciel jej ojca, najsłynniejszy malarz wszech czasów - Leonardo da Vinci, którego młodziutka Lisa poznaje we Florencji przy okazji wyjazdu na pogrzeb ojca rodu Medyceuszy. Leonarda urzeka uśmiech dziewczyny i obiecuje go kiedyś namalować. Losy Elisabetty są bardzo burzliwe. Spotyka ją wielkie nieszczęście, ale jest na tyle silna, że to tragiczne doświadczenie nie załamuje jej. Po drodze zakochuje się swoją wielką i odwzajemnioną pierwszą miłością - ale jak się okazuje, młodym zakochanym nie jest pisane wspólne szczęście - los lubi płatać figle. We Florencji zachodzą tak wielkie zmiany - polityczne, gospodarcze i społeczne, że po całych tych wydarzeniach miasto nie jest już tą samą Florencją, a i jego mieszkańcy zmienili się również pod wpływem burzliwych i krwawych wydarzeń, podaczs których "<em>najznamienitsze rody w mieście straciły wszystko. Niektórzy życie, niektórzy wolność, inni – musieli udać się na wygnanie. Na tle pasjonujących dziejów renesansu autorka snuje barwną opowieść o wielkich namiętnościach, zdradzieckich intrygach i nieoczekiwanych pożegnaniach" (z noty wydawcy). </em>Tak naprawdę Starszomłodsza opowiedziała mi całą książkę ze szczegółami, któych Wam, kochani, niestety nie zdradzę. Nie powiem co się wydarzyło w przeddzień urodzin Lisy, ani w kim się zakochała, ani co spowodowało, że nie mogli być razem, ani nie powiem kogo poznała po drodze, jakie przygody przeżyła i za kogo w końcu wyszła. Bo wyszła za mąż - oczywiście był to ślub aranżowany, ale koniec końców Lisa spotkała swoja wielką miłość - a jeśli chcecie się dowiedzieć, czy był to jej pierwszy ukochany, czy może ktoś inny, to - stety-niestety, musicie sięgnąć po "Uśmiech Lisy". Skoro zrobiła to moja średnia Starszomłodsza, to "gra musi być warta świeczki" - wierzcie mi. Gorąco polecam, zwłaszcza teraz - na wakacje:-))</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC9tUNImVNI/AAAAAAAABXE/3zwlWN45G1o/s1600/inne_Nivo_121843855_jaguar.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="127" rw="true" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC9tUNImVNI/AAAAAAAABXE/3zwlWN45G1o/s200/inne_Nivo_121843855_jaguar.jpg" width="200" /></a></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Tytuł:Uśmiech Lisy</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Autor:Napoli Donna Jo Wydawca:Jaguar</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Numer wydania:I</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Język:polski</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Język oryginału:angielski</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Ilość stron:350</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Tłumaczenie:Komerski Grzegorz</span></em></div><div style="text-align: left;"><em><span style="font-size: x-small;">Rok wydania:2010</span></em></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-19721694117193540372010-07-02T23:33:00.002+02:002010-07-03T16:00:42.056+02:00Zimowy monarcha - Bernard Cornwell<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC5KpV6t3cI/AAAAAAAABW0/3BebmR9pw8k/s1600/zimowy-monarcha-bprod56534948.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; cssfloat: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" rw="true" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TC5KpV6t3cI/AAAAAAAABW0/3BebmR9pw8k/s320/zimowy-monarcha-bprod56534948.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;">Zapowiada się kolejna czytelnicza gratka dla wielbicieli powieści historycznej, a w szczególności tej dotyczącej początków chrześcijaństwa, czasów bardzo niespokojnych i mrocznych, gdzie jeszcze praktykowana jest magia, która tak naprawdę nie istnieje i hołd oddaje się starożytnym bogom, a waleczni wojownicy stoją na straży dotychczasowych wartości. Cykl Arturiański będzie trylogią, a "Zimowy monarcha" jest pierwszą jego częścią, która ukazała się 19 maja br. nakładem Instytutu Wydawniczego ERICA (i mimo, iż wydawca zaznacza, że jest to wydanie I, to książka już kiedyś była publikowana w Polsce, w 1997, ale przez inne wydawnictwo). Ukazana w niej Brytania na przełomie V i VI w.n.e., pogrążona jest w chaosie i podzielona na walczące ze sobą królestwa, a przez to bardzo osłabiona i wystawiona na częste ataki wrogów z Saksonii. "A teraz brońcie się sami" - tak odpowiedział rzymski cesarz delegatom Brytów, którzy przybyli błagać go o pomoc w walce z najazdem Sasów, Jutów i Fryzów. </div><div style="text-align: justify;">Rzymianie odeszli, ich śladem podążają pogańscy bogowie. Święte ognie gasną - nadchodzi era chrześcijaństwa... Los wyspy wydaje się przesądzony. Starzejący się władca, Uther, nie ma dziedzica w odpowiednim wieku, który po jego śmierci objąłby przywództwo w walce ze zdradzieckimi Sasami. Jedynym człowiekiem, który może sięgnąć po koronę i zjednoczyć kraj, jest podopieczny czarownika Merlina i nieślubny syn Uthera - Artur. Młody mąż stanu ma przeciwko sobie nie tylko saksońską furię, ale również zawistnych i nieprzychylnych mu ludzi. Uzbrojony w odwagę i honor, zdeterminowany, by ocalić Brytanię przed ostateczną klęską, musi stanąć do nierównej walki nie tylko ze zbrojną potęgą, ale również z siłami, których nie sposób zrozumieć... Nękany wątpliwościami, targany namiętnością, kochany i zdradzany, wielbiony i znienawidzony, Artur jest nie tylko symbolem honorowej walki o ginący świat - jest przede wszystkim człowiekiem z krwi i kości" - można przeczytać w nocie wydawcy.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ja osobiście miałam w planie przeczytać coś innego na temat rycerzy okrągłego stołu, ale trafił mi się "Zimowy monarcha" i to od niego zaczęłam swoją znajomość i przygodę z legendarnym królem Arturem. Przygodę, która bardzo mi się spodobała i której na pewno długo nie zapomnę, a z całą pewnością będę ją kontynuować przy okazaji ukazywania się następnych tomów trylogii . Powieść Cornwella to możliwość zatopienia się w zupełnie innym świecie, tak bardzo odległym w czasie, że niektóre rzeczy aż trudno sobie wyobrazić. Ale mistrz Cornwell świetnie opisuje czasy, w których osadzona jest jego powieść, można wręcz odnieść wrażenie, że jest wybitnym znawcą średniowiecza, a jego sposób pisania otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata fascynującego pomimo wszystkich swoich okropności, świata nieustannych walk, świata królów i niewolników, pogańskich druidów i chrześcijańskich kapłanów, wielkich bohaterów i tchórzy. <br />
U Cornwella postacie nie są już ideałami, są tak jak my - ludźmi z krwi i kości, wszyscy mają swoje wady i zalety - to ich odbrązowienie przez autora sprawia, że stają nam się bliższe. I tak na przykład Artur jest nie tylko obrońcą małoletniego króla Mordreda i wielkim wojownikiem, jest też facetem jakich niemało i dzisiaj - z jedną wybranką ma dwójkę dzieci, innej piękności robi nadzieję na rychły ożenek, a w jeszcze innej się zakochuje i z nią bierze potajemnie ślub - do tego wszystkiego jest nie tylko niezwykle silny i szybki jako rycerz, ale przede wszystkim jest bękartem (jednym z wielu) zniedołężniałego króla Uthera, inny z rycerzy okrągłego stołu - Lancelot jest kłamcą i tchórzem, a druid Merlin to tak naprawdę "stary grzyb", pragnący za wszelką cenę utrzymać stary pogański porządek na świecie i nade wszystko pragnący unicestwienia chrześcijan. W "Zimowym monarsze" nic nie jest czarne albo białe, dobre albo złe, ale to chyba dzięki sposobowi opowiedzenia tej fascynująco barwnej historii: narratorem jest Derfel, saksoński niewolnik, który z czasem zostaje wiernym i oddanym wojownikiem Artura - pod koniec swojego życia wspomina wielkie czyny swojego pana, opowiada o jego słabościach, a jego głównym celem jest spisanie tej historii "ku pamięci potomnych", aby legenda o królu Arturze nie została nigdy zapomniana. To naprawdę wspaniała opowieść o miłości, wojnie, honorze i zdradzie. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Mnie "Zimowy monarcha" pomógł sensownie spędzić bezsenne nocne godziny w ostatnich dniach, kiedy to z powodu zbytniej aktywności mojego maluszka nie mogłam oka zmrużyć. Wszystkim zainteresowanym tematyką arturiańską gorąco polecam.</div><br />
<a href="http://merlin.pl/HTML/978-83-62329-00-7.html">FRAGMENT</a> <br />
Rok wydania: 2010<br />
<br />
Liczba stron: 560 <br />
Wymiary: 145 x 205 mm<br />
ISBN: 978-83-62329-00-7<br />
Oprawa: miękka ze skrzydełkami<br />
Tytuł oryginału: The Winter King: A Novel of Arthur<br />
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski<br />
Język wydania: polski<br />
Wydanie: IMySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-49651437764870550262010-07-01T10:22:00.002+02:002010-07-01T10:36:54.680+02:00Kiedyś były wakacje z duchami...<div style="text-align: justify;">... teraz są wakacje z wampirami. Kiedyś fascynowały nas przygody Paragona, Perełki i Mandżaro oraz pana Samochodzika - wakacje upływały mnie i moim siostrom pod znakiem powieści Bahdaja i Nienackiego. Podkradałyśmy je sobie, czasem dosłownie wydzierałyśmy sobie z rąk (a nierzadko dochodziło u nas wręcz do rękoczynów) - takie to były czasy naszego czytelniczego dzieciństwa i książkowej posuchy. Ale czasy się zmieniły, tak samo jak gusta naszych pociech. Tak, tak - nowa seria książek o wampirach (i nie tylko) Melissy De La Cruz, która ukazała się w ciągu ostatnich trzech miesięcy (premierę 1-go tomu mieliśmy 10 marca) nakładem wydawnictwa Jaguar, zawładnęła moimi córkami oraz ich czasem niepodzielnie. W sumie ukazały się już trzy tomy serii o "Błękitnokrwistych", niebawem - na jesieni -ukaże się czwarty tom - i dzieciaki naprawdę mają ogromną frajdę z tej lektury. Moja Najstarsza przyjęła tę propozycję - powiedzmy - ciepło, natomiast Starszomłodsza (do niedawna wielbicielka innej sagi o wampirach) trzynastolatka - bardzo entuzjastycznie. Cieszy mnie to ogromnie, bo jak już kiedyś wspominałam, jej zapał czytelniczy był jeszcze niedawno (chyba jakiś rok temu) równy zeru - czytała z konieczności, tylko to, co trzeba było i nic ponadto- tak teraz "użgać" jej do niczego innego poza czytaniem nie można. Ale dobrze - niech czyta, niech siedzi albo leży z książką, niech mi w niczym nie pomaga (dam radę), niech czyta od rana do wieczora, niech jej wakacje upłyną pod znakiem KSIĄŻKI - naprawdę, nic mnie chyba bardziej nie ucieszy. W głębi duszy zawsze wierzyłam, że kiedyś nadejdzie ten moment - i nie myliłam się. W końcu to codzienne, minimum półgodzinne czytanie dzieciom w dzieciństwie musi kiedyś zaowocować. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ale nie o Starszomłodszej miało być. I od razu zaznaczam - o wampirach nie czytałam do tej pory nic - ani o tych złych, ani tym bardziej o tych dobrych (do głowy by mi nie przyszło, że takowe są) - moje lata fascynacji dreszczykiem emocji i strachu, niesamowitymi zdarzeniami i paranormalnymi zjawiskami już daaaawno minęły, a przypadły jeszcze na lata świetności oraz schyłku PRL-u. Nie mam żadnego punktu odniesienia, i mimo, że nie mogę z niczym porównać przygód Schuyler Van Alen i jej znajomych, to muszę przyznać, że lektura była dość przyjemna, z całą pewnością czytało mi się ją szybko, a lekkość pióra autorki oraz doskonale wpleciony wątek kryminalny sprawiają, że podczas lektury obcuje się z literaturą na dobrym poziomie. Fabuła powieści oparta na perypetiach "błękitnokrwistych" wampirów, pochodzących z nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, doskonale "wciąga" i jest świetną rozrywką na wakacyjny czas. Wbrew pozorom może być doskonałą propozycją nie tylko dla młodzieży, trzeba jednakże być - moim zdaniem - wielbicielem tej tematyki. Ja wprawdzie gustuję w innej literaturze, ale lubię wiedzieć, co pod moim dachem piszczy i czasami sięgam po książki czytane przez moje córki. Czasu poświęconego "Błękitnokrwistym" nie uważam bynajmniej za stracony, ale sporo go upłynie, nim sięgnę po kolejną wampirzą historię. Faktem jednakże niezbitym pozostaje to, że książki bardzo się spodobały młodszej części naszej familii - i o to przecież chodzi - gusta i guściki są najróżniejsze, każdy powienien sięgać po to takie książki, jakie lubi - najważniejsze w końcu jest to i tylko to się liczy, żeby w ogóle czytać. Być może niedługo okaże się, że po wampirach i upadłych aniołach bijących obecnie rekordy popularności, przyjdzie fascynacja inną tematyką. Bardzo bym sobie tego życzyła i mam nadzieję, że wydawnictwa dla dzieci i młodzieży na pewno nam w tym pomogą - w końcu oferta wydawanych książek jest tak bogata, że można wybierać i przebierać bez końca.</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: center;"><br />
</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: center;"></div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Tytuł: Błękitnokrwiści<a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCxAar2l_rI/AAAAAAAABWk/s3pag_HdQJI/s1600/blekitnokrwisci-bprod34250090.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" rw="true" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCxAar2l_rI/AAAAAAAABWk/s3pag_HdQJI/s200/blekitnokrwisci-bprod34250090.jpg" width="131" /></a></div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Autor: De La Cruz Melissa </div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Wydawca: Jaguar</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Numer wydania: I</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Ilość stron: 350</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Tłumaczenie: Kaczarowska Małgorzata</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Rok wydania: 2010</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCw_xNtWiqI/AAAAAAAABWc/oKFw6S1x5y4/s1600/MASKAR~2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" rw="true" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCw_xNtWiqI/AAAAAAAABWc/oKFw6S1x5y4/s200/MASKAR~2.JPG" width="135" /></a></div><div style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Tytuł: Maskarada </div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Podtytuł: Błękitnokrwiści. Tom 2</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Autor: De La Cruz Melissa </div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Wydawca:J aguar</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Numer wydania: I</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Ilość stron: 320</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Tłumaczenie: Kaczarowska Małgorzata</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;">Rok wydania: 2010</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;"><br />
</div><div class="separator" style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; clear: both; text-align: left;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCxDf0jbFYI/AAAAAAAABWs/s9smqFLPnC8/s1600/blekitnokrwisci-tom-3-objawienie_melissa-de-la-cruz-99901582272_978-83-76-86-020-6_300.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" rw="true" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TCxDf0jbFYI/AAAAAAAABWs/s9smqFLPnC8/s200/blekitnokrwisci-tom-3-objawienie_melissa-de-la-cruz-99901582272_978-83-76-86-020-6_300.jpg" width="134" /></a></div>Tytuł: Objawienie<br />
Podtytuł: Błękitnokrwiści Tom 3<br />
Autor: De La Cruz Melissa <br />
Wydawca: Jaguar<br />
Numer wydania: I<br />
Ilość stron: 304<br />
Tłumaczenie: Kaczarowska Małgorzata<br />
Rok wydania: 2010MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-4394603930041392802010-06-02T10:08:00.005+02:002010-06-02T12:07:40.288+02:00Wymiatam pajęczyny z blogowych kątów...<div style="text-align: justify;"><div style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none;">... i budzę się, bo spałam (dosłownie) przez wiele, wiele tygodni, i witam wszystkich serdecznie, i przepraszam za długie milczenie. Przyczynkiem do tego była i wstrętna zimna pogoda, i ... nasz czwarty już z kolei maluszek, którego spodziewam się na koniec września. Na początku lutego zostało mi to oficjalnie potwierdzone i jakby piorun strzelił we mnie - nie, nie przeraziło mnie ta wiadomość - wręcz przeciwnie - ucieszyłam się z tego bardzo. Ale naszła mnie wówczas przemożna chęć przesadnego wręcz dbania o siebie (nie ma się już tych dwudziestu kilku lat, niestety, ma się dwa razy tyle), drzemania i wylegiwania się w ciągu dnia, chodzenia na długie spacery, porządnego wysypiania się po ciągłym wstawaniu do pracy bladym świtem o 5.30 - a wszystko to, niestety, z małą ilością książek i prawie w ogóle bez komputera. Od połowy marca jestem na zwolnieniu, bo niestety, pojawiły się pewne komplikacje, ale dbam "o się" i jak na razie - tfu-tfu i odpukać w niemalowane - wszystko jest dobrze. Niebawem okaże się, czy będzie to kolejna "książkowa książniczka" czy "książkowy książę" - podaczs ostatniego badania maleństwo wypięło się na wszystkich tylną częścią ciała i nie było nic widać:-)</div></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><div style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TAYPbGItbSI/AAAAAAAABVM/Tg04-6OB7Gk/s1600/Stosik+1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" gu="true" height="400" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/TAYPbGItbSI/AAAAAAAABVM/Tg04-6OB7Gk/s400/Stosik+1.jpg" width="307" /></a>W ostatnich tygodniach na szczęście śpiączka mnie opuściła, odkurzyłam swoje biblioteczne zbiory, rozsiadłam się (a faktycznie rozłożyłam się na sofie w moim kąciku czytelniczym podparta wygodnymi poduchami), wrócił mi apetyt na kawę i mocną herbatę, bo jeszcze do niedawna miałam ciążowy kawowstręt. Wróciłam do czytania, zwłaszcza, że w nocy nie mogę spać - więc czytam, czytam... Pamiętam, że czekając na Klarę miałam podobnie i w drugiej połowie ciąży przeczytałam nocami wszystkie nie przeczytane wcześniej pozycje z moich półek. A teraz to chyba wiosna to sprawiła i majowa, mimo pluchy cudna zieleń w moim ogrodzie i w parku przed domem. No i w ostatnich tygodniach dotarło do mnie kilka nowych książek od zaprzyjaźnionych domów wydawniczych. Takie - mam warżenie - delikatne przypomnienie i powiedzenie mi "Rusz babo t... i weź się wreszcie do czytania!" </div></div><div style="border-bottom: medium none; border-left: medium none; border-right: medium none; border-top: medium none; text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">No to się biorę! I pokazuję pierwszy raz u mnie na blogu stosik (w połowie już właśnie ostatnio przeczytany).</div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-73538487451538760032010-04-11T16:41:00.017+02:002010-04-11T22:00:26.453+02:00Tutaj nie trzeba słów, niech trwa cmentarna cisza. Modlitwę tylko zmów - tak, by ją Bóg usłyszał...<div align="center"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S8H6BTvcvII/AAAAAAAABU0/HNycpLoLLF4/s1600/swiece.jpg"><img style="WIDTH: 400px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5458919123735854210" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S8H6BTvcvII/AAAAAAAABU0/HNycpLoLLF4/s400/swiece.jpg" /></a> </div><div align="center"><span style="font-size:78%;">Zdjęcie wzięłam </span><a href="http://www.monika-art.pl/"><span style="font-size:78%;">stąd</span></a><span style="font-size:78%;"> </span></div><br /><br /><br /><div align="center"></div><div align="center"><br /><span style="font-size:180%;">Guziki - Zbigniew Herbert</span><span style="font-size:180%;"><br /></span><span style="font-size:85%;"><em>[ Pamięci kapitana Edwarda Herberta ] </em><br /><br /></div></span><div align="center"><em></em></div><br /><br /><div align="center">Tylko guziki nieugięte </div><div align="center">przetrwały śmierć świadkowie zbrodni </div><div align="center">z głębin wychodzą na powierzchnię </div><div align="center">jedyny pomnik na ich grobie </div><div align="center"><br /><br /></div><div align="center"></div><div align="center">są aby świadczyć Bóg policzy </div><div align="center">i ulituje się nad nimi </div><div align="center">lecz jak zmartwychstać mają ciałem </div><div align="center">kiedy są lepką cząstką ziemi </div><div align="center"><br /><br /></div><div align="center"></div><div align="center"><strong>przeleciał ptak przepływa obłok </strong></div><div align="center"><strong>upada liść kiełkuje ślaz </strong></div><div align="center"><strong>i cisza jest na wysokościach </strong></div><div align="center"><strong>i dymi mgłą katyński las </strong></div><br /><br /><br /><div align="center"><strong></strong></div><div align="center">tylko guziki nieugięte </div><div align="center">potężny głos zamilkłych chórów </div><div align="center">tylko guziki nieugięte</div><div align="center">guziki z płaszczy i mundurów</div><div align="center"><br /><br /></div><div align="center"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; DISPLAY: block; HEIGHT: 308px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5458918369489757234" border="0" alt="" src="http://3.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S8H5VZ9KpDI/AAAAAAAABUs/nAlvUdhHAh4/s400/katastrofie_samolotu_oraz_4054396.jpg" /></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-8560843142942339992010-01-23T15:57:00.031+01:002010-01-23T18:00:39.219+01:00Kim jestem? A jeśli już to na ile? Podróż filozoficzna - Richard David Precht<div align="justify"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1sOwPY3hWI/AAAAAAAABQQ/A2Q1UDpB1uY/s1600-h/690396_o.jpg"><strong><img style="MARGIN: 0px 0px 10px 10px; WIDTH: 200px; FLOAT: right; HEIGHT: 295px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429949997652608354" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1sOwPY3hWI/AAAAAAAABQQ/A2Q1UDpB1uY/s320/690396_o.jpg" /></strong></a><strong>"To Błyskotliwe i frapujące zaproszenie do tego, aby zamyślić się nad fascynującą przygodą, jaką jest życie, i jej możliwościami"</strong> - czytamy na okładce. Prawdę powiedziawszy, z filozofią w dosłownym tego słowa znaczeniu miałam ostatni raz do czynienia podczas egzaminu na studiach - zdałam go oczywiście i na szczęście - i jako że nigdy nie był to mój "konik", pożegnałam się z nią bez wielkiego żalu. Aż tu kilka tygodni temu dostałam tę książkę z Wydawnictwa - przeczytałam, co we wstępie i na okładce chciano przekazać czytelnikowi - czyli mnie - i odłożyłam na półkę, z mocnym postanowieniem sięgnięcia po nią niebawem. I pewnie na mocnych postanowieniach by się skończyło, gdyby nie moja bezsenność w ostatnich dniach. Z "wydawniczej" półki już prawie wszystko zniknęło, "ostał mi się jeno Precht". Raz kozie śmierć, pomyślałam i zaczęłam czytać. Książka okazała się przysłowiowym strzałem w "10", bo moje ostatnie trudności ze spaniem mają podłoże emocjonalno - egzystencjalne: zdrowie mojego taty bardzo się posypało w ostatnim czasie, w efekcie czego znalazł się w szpitalu, siłą rzeczy więc wszystkie moje myśli krążą wokół zagadnień związanych z życiem i sensem życia oraz temu podobnych. Normalnie pomaga herbatka z melisy, kilka stron książki i już chrapię... A ostatnio nic - czytam i czytam - zeby nie zwariować od myślenia...<br /></div><div align="justify"><br /></div><div align="justify">Książka Prechta jest rzeczywiście "podróżą filozoficzną" przez życie - podróżujemy na wielu płaszczyznach w głąb samych siebie - a w trakcie tej podróży autor zapoznaje nas z podstawowymi zagadnieniami egzystencji człowieka i udziela odpowiedzi na najbardziej frapujące pytania, np. czym jest prawda, pamięć, język, uczucia? Skąd wiem, kim jestem? Czym jest miłość? Czy potrzebni nam są inni ludzie i dlaczego powinniśmy i czy opłaca się być dobrymi? Czy życie ma sens? To tylko niektóre zagadnienia, które autor porusza w swojej pracy, a jest ona nie tyle obszerna i "naukowa", co baaaardzo przystępna - Precht wykorzystuje w niej również najnowsze osiągnięcia z takich dziedzin nauki jak biologia i psychologia, a wszystko to łączy ze sobą tak umiejętnie, że każdy znajdzie w "Kim jestem?..." coś dla siebie: i ten, kto w dziedzinie filozofii dopiero raczkuje, i ten, kto z lubością oddaje się umiłowaniu mądrości od dawna i o filozofii jako takiej jakieś pojęcie ma. Do tego wszystkiego autor sam zmusza czytelnika do zastanawiania się, do zadawania pytań, ba! liczy się z tym, że nie wszyscy zgodzą się z jego uzasadnieniami. Ale o to przecież też w filozofii chodzi - o dyskusję, o próby znalezienia odpowiedzi na filozoficzne kwestie związane z życiem. I to się Prechtowi udało - jego książka daje bowiem " wszechstronny przegląd różnych dyscyplin, w niezrównany sposób pomagając zorientować się w bezkresnej krainie naszej wiedzy o człowieku".<br /></div><div align="justify"><em><span style="font-size:78%;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1sjito93WI/AAAAAAAABQo/I2Clvzw33nU/s1600-h/zysk.jpg"><img style="MARGIN: 0px 10px 10px 0px; WIDTH: 150px; FLOAT: left; HEIGHT: 39px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429972854999211362" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1sjito93WI/AAAAAAAABQo/I2Clvzw33nU/s200/zysk.jpg" /></a>Autor: Richard David Precht</span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:78%;">Wydawca: Zysk i S-ka</span></em></div><div align="justify"><span style="font-size:78%;"><em>Numer Wydanie: I</em></span></div><div align="justify"><em><span style="font-size:78%;">T</span></em><span style="font-size:78%;"><em>łumaczenie: Łoziński Jerzy </em></span></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-25207810543174348842010-01-21T20:37:00.013+01:002010-01-22T08:34:15.367+01:00„Życie polskie w XIX wieku” - Stanisław Wasylewski<div align="justify"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1itXgV7qUI/AAAAAAAABP4/2xe7aPrtDj8/s1600-h/988d2ee9cdd1191a7578cdc5554f7176.jpg"><img style="MARGIN: 0px 10px 10px 0px; WIDTH: 222px; FLOAT: left; HEIGHT: 320px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429279970125654338" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1itXgV7qUI/AAAAAAAABP4/2xe7aPrtDj8/s320/988d2ee9cdd1191a7578cdc5554f7176.jpg" /></a>„Życie polskie w XIX wieku” to po „Sensacjach z dawnych lat” kolejna perełka, rarytas literacko – historyczny, który wzięłam na swój czytelniczy warsztat w ostatnim czasie. Im więcej takich książek wpada mi w ręce, tym bardziej ogarnia mnie zadowolenie, ba! - powiedziałabym nawet, że wielkie zadowolenie, bo moje umiłowanie historii nie zawsze idzie w parze z rzetelną wiedzą w tej materii, a dzięki takim publikacjom, jak „Życie polskie w XIX wieku” Wasylewskiego mogę te moje luki w wiedzy pouzupełniać w sposób - powiedziałabym – baaaardzo interesujący i jeszcze bardziej przyjemny. Autor, Stanisław Wasylewski (1885-1953), był bardzo znanym i popularnym pisarzem historycznym w mojej ukochanej międzywojennej Polsce, publicystą oraz utalentowanym popularyzatorem historii. Jego sposób pisania był bardzo barwny (dzięki czemu zaskarbił sobie sympatię ogromnej rzeszy czytelników), oparty często na anegdotach, ciekawostkach i intrygujących faktach z tamtego okresu; w swojej literackiej spuściźnie pozostawił kilkanaście książek oraz setki felietonów i artykułów w gazetach. „Życie polskie w XIX wieku" gotowe było w swej podstawowej formie już w 1936 r., ale drukiem ukazało się dopiero w 1962 – przygotowane i ostatecznie dokończone przez Zbigniewa Jabłońskiego - edytora wielu pamiętników i wybitnego znawcy dziejów kultury (uzupełnieniami i redakcją zajmował się Wasylewski aż do końca, ale pozostawił swoje dzieło niedokończone, ukazało ono się bowiem blisko 10 lat po jego śmierci) – i jest efektem wieloletnich badań historycznych nad dziejami kultury i obyczajów w Polsce XIX wieku. Książka składa się z 25 rozdziałów – w każdym zostało przedstawione życie przede wszystkim błękitnych snobów (jak określał polską arystokrację), od ubiorów i biżuterii począwszy, poprzez umeblowanie i urządzenie dworków i pałaców, przez bale, rauty i przyjęcia, zwyczaje dotyczące żywienia, korespondencji, życia towarzyskiego i podróży na wyścigach konnych i umiłowaniu koni w ogóle skończywszy. Wasylewski pisze nie tylko o życiu codziennym, ale również o sprawach politycznych, gospodarczych, zajmuje się też literaturą, muzyką, teatrem - sztuką w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu. I mimo dość pokaźnych rozmiarów (książka liczy sobie 612 stron), czyta się ją dość szybko – ogromną zasługą jest tutaj styl autora, który nie podaje czytelnikowi tylko i wyłącznie suchych faktów, a raczej snuje bardzo ciekawą opowieść, jak wytrawny gawędziarz okraszając swoje opowieści co i rusz pikantnymi szczegółami. </div><br /><div align="justify"></div><br /><div align="justify"><br /><blockquote>"Myślałem o takiej książce od lat. Bobrując w dokumentach i pamiętnikach, przebiegałem pod kątem życia obyczajowego rozliczne, odległe od siebie dziedziny historii politycznej, polonistyki, historii sztuki, krajoznawstwa. Ciekawiły mnie sprawy zazwyczaj nie intersujące naukowców naszych. Historia kultury obyczajowej traktowana jest u nas z lekceważeniem, spychana na ostatni plan, niegodna zainteresowań szanującego się badacza dziejów. Nie ma swych adeptów i znawców, tym mniej metodyków. Miewaliśmy i mamy dziś zankomitych mniej i więcej syntetyków naszej kultury - brak nam fachowych zanwców realiów jej obyczajów. Pod tym względem zasługujemy zaiste na miano Francuzów Północy" ["Od autora" str. 15]</blockquote></div><br /><div align="justify"><br />Wasylewskiemu zarzucano swego czasu niekonsekwencję, mnóstwo nieścisłości, swobodne podejście do faktów i dat, a to z kolei dyskredytowało go w oczach historyków. Jego karierę zniszczyła wojna, którą spędził we Lwowie, gdzie po pisywał w „Czerwonym Sztandarze", „Nowych Widnokręgach", współpracował z teatrem i radiem (wówczas, gdy miasto zajęte było przez czerwonoarmistów). Zresztą w tym czasie czyniło tak wielu polskich pisarzy i artystów, którym przyszło w tym mieście spędzać czasy zawieruchy wojennej. W 1941 r. Lwów znalazł się jednak w rękach niemieckich i Wasylewski zgodził się współpracować z „Gazetą Lwowską", niemieckim organem prasowym na dystrykt Galizien. Twierdził później, że uczynił to za wiedzą i zgodą podziemnej Armii Krajowej. Gdy jednak po zakończeniu II wojny światowej został oskarżony o kolaborację z Niemcami , to choć sąd go uniewinnił, wycofał się całkowicie z życia towarzyskiego i literackiego. "Schorowany i złamany moralnie" - jak pisze prof. Sławomir Nicieja zamieszkał w Opolu. Pod pseudonimem Tadeusz Szafraniec publikował we wrocławskim "Słowie Polskim" </div><br /><div align="justify"><br />Niniejszy tom "Życia polskiego w XIX wieku" przygotował do obecnej edycji prof. Janusz Tazbir, opatrując go bardzo interesującą przedmową, natomiast Wydawca zamieścił też obszerne posłowie autorstwa prof. Stanisława Sławomira Nicieji („Casus Stanisława Wasylewskiego"). Muszę jeszcze zaznaczyć - a jest to dla mnie bardzo ważny aspekt - że książka jest przepięknie wydana - twarda oprawa z obwolutą w kwiatowy deseń. <a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1lRyFMIA3I/AAAAAAAABQI/Qqmnic8Gvrw/s1600-h/logoiskry.jpg"><img style="MARGIN: 0px 10px 10px 0px; WIDTH: 114px; FLOAT: left; HEIGHT: 200px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429460746600186738" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1lRyFMIA3I/AAAAAAAABQI/Qqmnic8Gvrw/s200/logoiskry.jpg" /></a></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">165 x 235 MM</span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">612 STRON</span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">OPRAWA twarda z obwolutą </span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">ISBN 978-83-244-0061-4 </span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">ROK WYDANIA 2008</span></em> </div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-12322272241581338972010-01-21T07:36:00.031+01:002010-01-21T13:22:33.203+01:00Morderca bez twarzy - Henning Mankell<div align="justify"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1f7LaldewI/AAAAAAAABPg/OVC5aCvTN1E/s1600-h/484b4626d816cf9b971c2e642be96838.jpg"><img style="MARGIN: 0px 0px 10px 10px; WIDTH: 203px; FLOAT: right; HEIGHT: 320px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429084049351998210" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1f7LaldewI/AAAAAAAABPg/OVC5aCvTN1E/s320/484b4626d816cf9b971c2e642be96838.jpg" /></a>Dzisiaj będzie krótko, bo ileż można ciągle samych dobrych rzeczy pisać o Mankellu i jego książkach? Ileż można zachwycać się stylem powieści, surowością skańskich krajobrazów i zwyczajnym ludzkim policjantem - wzbudzającym sympatię, bo kocha swoją pracę, z córką nie może się dogadać, żona go zostawiła, pija za dużo kawy, niezdrowo się odżywia, tu go zaboli, tam mu strzyknie, generalnie to lubi sobie pociągnąć dobrego "łyskacza", miewa sny erotyczne z pewną Murzynką w roli głównej i czasami nie starcza mu do 1-go. Tak więc krótko: przeczytałam wreszcie pierwszą część serii kryminałów o Kurcie Wallanderze - ale w moim czytaniu Mankella to już czwarta książka - i jakkolwiek zachwycona nie jestem, na kolana mnie nie rzuciła, to szczerze muszę przyznać, że podobało mi się - jak zwykle takie poprowadzenie akcji, że podczas czytania ma się wrażenie, jakby samemu było się członkiem ekpiy śledczej. W książkach Mankella ujmuje mnie przede wszystkim to, że nie ma w nich tego całego "amerykańskiego" przeładowania - żadnych superakcji, żadnych superbohaterów - wszystkowiedzących i najprzystojniejszych na świecie mięśniaków, są za to policjanci z krwi i kości - odczuwający strach, ból albo zimno, mający problem z hazardem (jeden np. namiętnie gra na wyścigach konnych) albo łapówkarstwem (ktoś np. sprzedaje tajne informacje do mediów). </div><div align="justify">I mimo tego, że tu i ówdzie można spotkać głosy i opinie na "nie" (a np. że to bardziej powieść socjologiczna a nie kryminalna, że dialogi do niczego, że tłumaczenie do d...) - to ja z czystym sumieniem polecam tym wszystkim, którzy jeszcze nie przeczytali - sięgnijcie i przekonajcie się sami - i albo Mankella pokochacie na zawsze (wtedy jest to miłość - powiedzmy - na dobre i na złe, bezkrytyczna i wybaczjąca wszystkie niedociągnięcia), albo będzie to Wasz pierwszy i ostatni raz z Mankellem. Oby to było to pierwsze - czego Wam z całego serca życzę...<br /></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-62097677741849482172010-01-07T07:58:00.051+01:002010-09-18T21:21:25.610+02:00Mój język prywatny - Jerzy Bralczyk<div align="justify"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S0WShSTDpmI/AAAAAAAABKk/8JJD1Ff_7RI/s1600-h/Moj-jezyk-prywatny_Jerzy-Bralczyk,images_big,3,83-207-1754-X.jpg"><img alt="" border="0" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5423902426782738018" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S0WShSTDpmI/AAAAAAAABKk/8JJD1Ff_7RI/s400/Moj-jezyk-prywatny_Jerzy-Bralczyk,images_big,3,83-207-1754-X.jpg" style="cursor: hand; float: left; height: 400px; margin: 0px 10px 10px 0px; width: 282px;" /></a>Profesor Bralczyk to jeden z tych nielicznych facetów, których nie tylko podziwiam, ale darzę ogromną sympatią - po moim mężu, Kurcie Wallanderze i boskim Nicholasie Cage'u. Kolejność tych panów nie ma znaczenia, zresztą zmienia się ona w zależności od chwilowych upodobań. A obecnie profesor bije u mnie wszelkie rekordy popularności. Jego "Mój język prywatny" przeczytałam już kilka tygodni temu, a do dziś noszę w torebce i co i rusz po nią sięgam - w korku, w kolejce w banku, w poczekalni u lekarza i śmieję się w głos - wzbudzając tym ogólne zdziwienie, a może sympatię (dzięki Bogu dotychczas nikt nie popatrzył na mnie z politowaniem). To kolejna "perłka" w naszym domu do głośnego podczytywania i kolejna do czytania "dowolnego" - na chybił - trafił: gdzie otworzysz, tam możesz czytać. Coś mi się wydaje, że jak tak dalej pójdzie, to szanowny małżonek niebawem chyba zacznie czytać, bo już polubił, gdy mu co smaczniejsze "kąski" podczytuję na głos (a że nie czyta, to o tym już kilka wtajemniczonych osób wie) - biedny, nawet się nie spodziewa, że niedawno ukartowałam "PERFIDNY PLAN ZROBIENIA Z NIEGO MOLA KSIĄŻKOWEGO" i powoli, aczkolwiek skutecznie wprowadzam go w życie...</div><div align="justify">"Mój język prywatny" to zbiór krótkich i z ogromną lekkością pióra napisanych felietonów językoznawczych na temat wybranych słów czy fraz z naszego języka polskiego. Można przy ich lekturze nie tylko dobrze się bawić (ba! pękać ze śmiechu), ale jednocześnie dowiadywać się bardzo ciekawych rzeczy z dziedziny lingwistyki (prawda, że pięknie brzmi?) Felietony są z reguły na około półtora strony długie (a w zasadzie krótkie), zawsze z króciótkim wstępem autora - jeśli do tej pory nie czytaliście niczego z językoznawstwa, bo "nudne, zawiłe i zupełnie nie-moje-klocki" to "Mój język prywatny" to z całą pewnością zmieni - jeszcze nikt tak ciekawie nie opowiadał o językoznawczych aspektach naszego ojczystego języka.</div><br />
<div align="justify"><br />
</div><div align="justify">Wybór słów, o których profesor nam opowiada, jest bardzo różny - są w tym "Słowniku autobiograficznym" (bo taki podtytuł nosi książka) nie tylko słowa współczesne, często używane, ale i takie, które z użycia już wyszły albo rzadko nam się zdarza, aby ktoś ich używał - niemnmiej jednak warto o nich poczytać. Słowa od "absolutnie" po "żeby" poprzez "chciałbym", "los" i "seks". naprawdę warto poczytać, zwłaszcza to, co na ten temat ma do powiedzenia profesor Bralczyk - świetny gawędziarz i bardzo spostrzegawczy obserwator naszej językowej rzeczywistości - bawi się słowami, dowcipkuje, stroi sobie zarty. Wspaniała lektura, zabawa przednia - a na zachętę krótki fragment - felieton o słowie "cóż". Ja osobiście uwielbiam w tym felietonie ten fragmencik o tej subtelnej różnicy pomiędzy "co" a "cóż". Rewelacja!</div><br />
<div align="justify"></div><br />
<div align="justify"></div><div align="justify">Chciałabym jeszcze tylko tak na marginesie, ze ksiązkę profesora Bralczyka dostałam od mojej Najstarszej Licealistki na Mikołaja - z autografem autora - w zasadzie to sam autograf, bo ksiązkę juz miałam. Tak się złożyło, ze na początku grudnia jej szkoła oragnizowała wyjazd do Poznania na wykłady profesora, a ze dziecię moje po mnie humanistyczne pasje odziedziczyło, więc na wspomnianą wycieczkę pojechało. Wróciła z egzemparzem ksiązki podpisanej dla mnie i ze słowami: "Mamuś, pan profesor bardzo się ucieszył, bo wszyscy po autograf lecieli z kartkami z zeszytu, tylko ja miałam ksiązkę. I pytał, czy czytałam. No to odpowiedziałam, ze rewelacyjna, a najbardziej to podobał mi się felieton o "w ogóle" - ucieszył się jeszcze bardziej i tak szczerze roześmiał". Kochana ta moja Najstarsza:-)</div><br />
<div align="justify"></div><br />
<div align="justify">Zapraszam do lektury!</div><br />
<div align="justify"><br />
<blockquote></blockquote><blockquote>Bezradność to miły stan. Mogę z czystym sumieniem dawać jej wyraz. Nic nie<br />
poradzę, więc nie muszę się przejmować. Żona moją bezradność nazywa<br />
wyuczoną.<br />
Może i tak jest, ale cóż z tego!<br />
<br />
</blockquote></div><blockquote><div align="center"><strong><span style="font-size: 180%;">Cóż</span></strong></div><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1k48bFAN3I/AAAAAAAABQA/ES4GCqLqltM/s1600-h/logoiskry.jpg"></a><br />
<br />
<div align="justify"><strong><span style="font-size: 180%;"></span></strong></div><div align="justify">No cóż, „<strong>cóż</strong>” to czasem tylko bardziej eleganckie, trochę wyszukane „co”. Zamiast: „<strong>cóż</strong>, polewki dziś nie dacie?” mogę niby zapytać: „co, polewki dziś nie dacie?”. Ale pewnie wtedy mógłbym dłużej na czczo czekać. A zamiast „<strong>cóż</strong> u czarta za szaleństwo?” albo „<strong>cóż</strong> to, dżumę w zamku macie?” mógłbym wprawdzie pytać „co u czarta za szaleństwo?”. I „co to, dżumę w zamku macie, czy co?”.</div><br />
<br />
<div align="justify"><br />
Ale cóż... lepiej jednak „<strong>cóż</strong>”.</div><br />
<br />
<div align="justify"></div><div align="justify">Kiedy pytam, chcę odpowiedzi. Ale takiej, która mi odpowiada. Cóż z tego, że ktoś odpowie, kiedy to nie będzie to? Na „co” możesz odpowiedzieć, jak chcesz. A na „<strong>cóż</strong>”? A to już bardziej, jak ja chcę.</div><br />
<br />
<div align="justify"></div><div align="justify">W "<strong>cóż</strong>" jest trochę dystansu, trochę wyniosłości. A czasem w ogóle oddala się od prostackiego „co?”. W „co to?” mam zwyczajne pytanie niezorientowanego, w „<strong>cóż</strong> to?” eleganckie zdziwienie zorientowanego lepiej. Cóż stąd, że różnica mała, że to „-ż” to tylko wzmacniająca partykuła? Spróbuj tak zapytać przez „co”: „co stąd?”. Brrr.</div><br />
<br />
<div align="justify">I cóż Ty na to? (jestem grzeczny: gdybym zapytał: "co Ty na to?” tak grzeczny bym nie był).„No dobrze, może nawet tak jest” - powiesz - „i co z tego?”. Wtedy zrobi mi się trochę przykro, bo się starałem, a tu nic. A jak zapytasz „<strong>cóż</strong> z tego?”, poznam, że mogę się postarać jeszcze. Cóż mi, że na razie nie rozumiesz. Dogadamy się. A jak się nie dogadamy, to mam ładny sposób wyrażenia łagodnej rezygnacji. Powiem: „no <strong>cóż</strong>...” Nawet nie zapytam. </div><br />
<div align="justify">No cóż, to tylko słówko...</div><div align="justify"></div><div align="justify"><div align="justify"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1k48bFAN3I/AAAAAAAABQA/ES4GCqLqltM/s1600-h/logoiskry.jpg"><img alt="" border="0" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429433436483893106" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1k48bFAN3I/AAAAAAAABQA/ES4GCqLqltM/s200/logoiskry.jpg" style="cursor: hand; float: left; height: 200px; margin: 0px 10px 10px 0px; width: 114px;" /></a></div></div><div align="justify"></div><div align="justify"><em><span style="font-size: 85%;">Autor: </span></em><em><span style="font-size: 85%;">Jerzy Bralczyk<br />
Wydawnictwo:Iskry , Kwiecień 2004<br />
ISBN:83-207-1754-X<br />
Liczba stron:344<br />
Wymiary:120 x 190 mm</span></em></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"><div align="justify"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1k48bFAN3I/AAAAAAAABQA/ES4GCqLqltM/s1600-h/logoiskry.jpg"></a></div></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S1k48bFAN3I/AAAAAAAABQA/ES4GCqLqltM/s1600-h/logoiskry.jpg"></a></div></blockquote>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-27420929540774862652010-01-04T10:02:00.018+01:002010-07-25T07:54:30.723+02:00Bajkoterapia, czyli dla małych i dużych o tym, jak bajki mogą pomagać<a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S0GvK9KRN7I/AAAAAAAABJM/RbL_LLp--tw/s1600-h/48513900206KS_obr%3Bjsessionid%3D849BFB7A6E61512B54BAFD2F33B3AA20.jpg"><img alt="" border="0" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5422808029081974706" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/S0GvK9KRN7I/AAAAAAAABJM/RbL_LLp--tw/s200/48513900206KS_obr%3Bjsessionid%3D849BFB7A6E61512B54BAFD2F33B3AA20.jpg" style="cursor: hand; float: right; height: 200px; margin: 0px 0px 10px 10px; width: 152px;" /></a> "Bajkoterapia..." to książka, po którą powinien sięgnąć każdy szanujący się rodzic kochający swojej dziecko i świadmy tej swojej miłości. Dlaczego oraz co będziecie mogli w niej znaleźć, wyjaśniam <a href="http://larifari-larifari1.blogspot.com/2010/01/we-wstepie-do-ksiazki-katarzyna.html">tu</a><br />
<div>Wiele lat temu czytałam moim córkom bajki terapeutyczne pani dr Marii Molickiej, z którą miałam przyjemność mieć zajęcia z pedagogiki i psychologii, kiedy to jeszcze w leszczyńskim Studium Nauczycielskim studiowałam wychowanie przedszkolne (swoją drogą zajęcia były świetnie prowadzone i po prostu bardzo intersujące). Drugą książka było wydanie Świata Książki "Bajki pomagają dzieciom" Cornelii Nitsch - również bardzo pomocne przy pokonywaniu wielu dziecięcych strachów i w rozwiązywaniu innych problemów. </div><div>A ze swojego doświadczenia wiem, że bajki na pewno Wam się spodobają - przede wszystkim dadzą Wam wspaniałą możliwość spędzenia czasu z dzieckiem. Polecam!!!</div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-24607810561793502212009-12-31T21:03:00.004+01:002009-12-31T21:20:01.497+01:00Przepis na Nowy Rok 2010 - życzenia spod samiuśkich Tater...<p><em>Wziąć dwanaście miesięcy,<br />obmyć je dobrze do czysta<br />z goryczy, chciwości, pedanterii i lęku<br />i podzielić każdy miesiąc na 30 albo 31 części,<br />tak żeby zapasu starczyło akuratnie na rok.<br />Każdy dzionek przyrządza się oddzielnie,<br />biorąc po jednej części pracy<br />i dwie części wesołości i humoru.<br />Dodać do tego trzy kopiaste łyżki optymizmu,<br />łyżeczkę tolerancji,<br />ziarnko ironii<br />i szczyptę taktu.<br />Następnie masę tę polewa się obficie miłością.<br />Gotowe danie ozdobić bukiecikami małych uprzejmości<br />i podawać codziennie z pogodą ducha<br />i porządną filiżanką ożywczej herbaty. </em>(<em>Catharina Elisabeth Gothe)</em></p><p>... nie spodziewałam się, że kończący się właśnie rok będzie miał takie miłe zakończenie. W pracy byłam wczoraj do 12.00 i plan miałam taki, że mój K. mnie z pracy odbierze i pojedziemy na sylwestrowe zakupy, bo Sylwestra mieliśmy spędzać tradycyjnie w domu - jakoś nie możemy się zdobyć na to, aby obarczać kogoś w noc sylwestrową opieką nad naszą 2,5 letnią Klarą. No i tak, jak to zostało zaplanowane, parę minut po 12.00 podjechał po mnie mój mąż - samochodem zapakowanym po sam dach, ze wszystkimi trzema córkami na pokładzie, z boxem przypiętym do dachu - na wszelki wypadek, gdyby pogoda okazała się sprzyjająca, zapakowali do niego kombinezony, buty i narty - i pojechaliśmy... w góry. Do naszych przyjaciół mieszkających w Podszklu, dwadzieścia kilka kilometrów od Zakopanego. Ukartowali tę niespodziankę wszyscy - K. oraz nasze dziewczynki do spółki z Mirkiem i Tereską i efektem tej niespodzianki jest to, że teraz siedzę sobie w górach, w bardzo miłym towarzystwie, piję pyszną wiśnióweczkę i cieszę się ze spotkania z przyjaciółmi.</p><p>Najbardziej z wyjazdu cieszy się Klara - to wprawdzie nie pierwsza jej tak daleka podróż, ale pierwsza świadoma - w trakcie drogi mało spała, dużo pytała i wcale nie marudziła. Trochę się baliśmy tego wyjazdu - do tej pory w dalekie podróże jeździliśmy zawsze w nocy - ale zawsze musi być ten pierwszy raz...</p><p>Na miejscu okazało się, że śniegu nie ma wcale, nie pojedziemy więc na stok - no chyba, że przez całą noc będzie sypał śnieg :-) Z życzeniami noworocznymi dzwonili dziś nasi znajomi z Wielkopolski, gdzie mieszkamy - i okazało się, że u nas leży gruba warstwa śniegu. Ale co z tego, skoro i tak nie ma gdzie jeździć na nartach...</p><p>Jeśli na Podhalu nie spadnie śnieg i ani razu nie przypniemy nart do butów, to okaże się w końcu, że nasz sprzęt przywieźliśmy w góry tylko po to, żeby go przewietrzyć:-)))<br /><br /></p>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-32147116198316309532009-12-27T09:09:00.077+01:002009-12-27T12:22:12.688+01:00Sensacje z dawnych lat - Roman Kaleta<div align="justify"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Szc7t7UXmTI/AAAAAAAABCE/Ull4auvs-YI/s1600-h/Sensacje-z-dawnych-lat_Roman-Kaleta,images_big,17,978-83-244-0088-1.jpg"><img style="MARGIN: 0px 0px 10px 10px; WIDTH: 226px; FLOAT: right; HEIGHT: 320px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5419866336766957874" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Szc7t7UXmTI/AAAAAAAABCE/Ull4auvs-YI/s320/Sensacje-z-dawnych-lat_Roman-Kaleta,images_big,17,978-83-244-0088-1.jpg" /></a>Niech Was nie przeraża ilość stron tego dzieła - bo dziełem "Sensacje..." są z całą pewnością - jest to bowiem blisko 900 stron przyjemności czytelniczej i historycznej - co dla mnie (mola książkowego z historycznym zacięciem) okazało się niemałą gratką. Dzięki tym dziewięciuset stronom moja przyjemność czytania trwała, i trwała, i trwała... Czytałam tę książkę przez wiele tygodni - ale tylko dlatego, żeby nie kończyć jej zbyt szybko, dawkowałam sobie te dowcipy, anegdoty i ciekawostki historyczne i obyczajowe nie tylko sprzed lat, ale i sprzed wieków - dzięki autorowi wydobyte z zachowanych zabytków rękopiśmiennych, starych kalendarzy, czasopism, podesłane przez czytelników poprzednich wydań oraz ukazyjących się od 1965 r. "Sensacji..." we wrocławskim "Słowie Polskim", na łamach którego publikowane były przez bitych pięć lat. Roman Kaleta, historyk literatury polskiej, nie uporządkował ich ani tematycznie, ani chronologicznie, a przedstawił w nich na kształt <em>silva rerum,</em> w ciekawostkach, anegdotkach i dykteryjkach przezabawnych, często "korzennych", iście pikantnych, a nawet bardzo "pieprznych", obraz rzeczywistości od schyłku XVI wieku po pierwsze lata wieku XX - lubię ten styl pisania dający mi podczas czytania poczucie, że nie jestem "uwiązana" - lubię przeskoczyć kilka kartek lub rozdziałów, lubię po jednej historii poczytać o innej, zupełnie z nią nie związanej tematycznie. I lubię książki, które bawią swoją treścią, bo po prostu są zabawne, a nie dlatego, że tak twierdzi wydawca. "Sensacje z dawnych lat" to wspaniała rozrywka, do tego na bardzo wysokim poziomie. Dodam, że trafiająca do każdego czytelnika - i nie-czytelnika również. Mój mąż - zaintrygowany moimi częstymi wybuchami głośnego śmiechu - poprosił o przeczytanie tych co zabawniejszych fragmentów - w efekcie siedzieliśmy razem nad książką wspólnie się zaśmiewając - często dołączała do nas Najstarsza Licealistka ze słowami "Ja cie nie mogę - ale fajne. Na weekend, jak będzie u mnie spała Ola, to ja zamawiam ją do czytania. Ale oczy zrobi, jak jej to przeczytam!" - a muszę przyznać, że i jej niejednokrotnioe oczy z orbit wychodziły na zasłyszane ciekawostki - "Biskup Krasicki ten od bajek? Nie stronił od gorzałeczki? Jestem bardzo ciekawa, czy nasza pani od polskiego o tym wie..." Dla mnie to dowód na to, że niebanalne ujęcie tematu, prawdziwe kurioza, perełki, są w stanie zainteresować w dzisiejszych głupich "multimedialnych", nastawionych na konsumpcję czasach - nawet nie czytającego męża i 16-latkę o zgoła innych zainteresowaniach, wprawdzie ksiązki czytającą, ale i piszącą kilkadziesiąt sms-ów dziennie. </div><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><div align="justify"></div><div align="justify">W przedmowie do niniejszego wydania "Sensacji z dawnych lat", Lena Kaletowa napisała: <em>"Być może nie byłoby tej książki, gdyby nie stolik Bractwa Tłustej Gęby. Pokryty poplamioną ceratą stał w stołówce pracowniczej Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich przy ul. Szewskiej we Wrocławiu. Miejsce i czas były dość ponure; cuchnęło kapustą i polityczną duchotą lat pięćdziesiątych. I jakby dla kontrastu z tym smutnym otoczeniem - w porze wydawania cienkiej zupki i pierogów - w sposób magiczny zatłoczone pomieszczenie zamieniało się w najprawdziwszy salon literacki. Stołowała się tu cała ówczesna elita intelektualna Wrocławia: legendarni ossolińczycy, profesorowie położonego w pobliżu uniwersytetu i ich asystenci. Niepisanym zwyczajem jeden stolik czekał na stałych bywalców. Rej wodził przy nim profesor Jerzy Łanowski, nieformalny prezes doborowej kompanii, obdarzony wielkim poczuciem humoru i z łatwością improwizujący nie zawsze cenzuralne fraszki. Kto był twórcą stolikowego zwyczaju i nazwy (zapewne za Charlese'em de Costerem, autorem "Wesołego Bractwa Tłustej Gęby"), historia milczy. </em><br /></div><div align="justify"><em>(...) Dosiadali się też i inni - dopuszczano jednak tylko tych, któzy wkupili się dowcipem, anegdotą, wierszykiem. Tam też były dyskutowane najnowsze, jeszcze ciepłe odkrycia archiwalne, oczywiście głównie te mocno korzenne, mogące rozbawić przyjaciół. A że anegdoty i śmiech od stolika Bractwa Tłustej Gęby niosły się daleko, chcąc nie chcąc, przysłuchiwali się im i inni stołownicy. "Niektóre z dykteryjek, powtarzane wielokrotnie przez pierwszych słuchaczy, wędrowały potem w miasto, przyprawiając o śmiech ludzi postronnych, obdarzonych przez naturę bodaj odrobinką poczucia humoru" - pisał Roman Kaleta, dostaraczający do stolika Bractwa głównie opowieści o jaśniepańskich cudacznych wybrykach magnatów doby stanisławowskiej. (...)" </em>(str.5) </div><div align="justify"><br /> </div><div align="justify">A na zachętę jeden fragment, nie - dwa (nie mogę sobie odmówić przyjemności przytoczenia dwóch fragmentów, choć najchętniej zacytowałabym całą książkę). Jako że jestem tłumaczem, szczególnie ubawił mnie fragment "językowy" - wszyscy tłumacze wiedzą, ze gdy zabraknie jakiegoś słowa, bo albo się go nie zna, albo po prostu wyleciało z pamięci, trzeba się ratować stworzeniem "formy opisowej" - i tutaj przezabawny przykład na to: </div><br /><br /><div align="center"><strong><em>Madame boeuf </em></strong>(str.676)</div><br /><br /><div align="justify"><em>Gdy Francuzi w r. 1812 w czasie przechodu przez Polskę brali po włościach potrzebne sobie produkta, pewien generał zażądał od podprefekta Polaka karmnego wołu. Rekwizycja była napisana po francusku i wyraz boeuf niemało nabawił kłopotu naszego urzędnika, któremu właśnie na wole zbywało. Tłumacząc się tedy przed cudzoziemcem, oświadcza i wyrazem, i poruszeniem, że boeuf nie ma, ale jest dwie madame boeuf. Długo się potem nie mogli Francuzi dorozumieć, co by mogło znaczyć madame boeuf, ale obojga języków świadomy uwiadomił ich na koniec, że ofiarowano dwie krowy na miejsce karmnego wołu.</em></div><br /><div align="right"><span style="font-size:78%;"><em>„Motyl”, nr 13 z 23 V 1828 r.</em></span></div><div align="right"><em><span style="font-size:78%;"></span></em><br /></div><div align="center"><em><strong>Węgierski do Rogalińskiego prosząc o pożyczenie kolaski </strong>(str. 160)</em></div><br /><br /><div align="center"><em>Jeżelibym z Pańskiej łaski</em> </div><div align="center"><em>Mógł mieć na dzisiaj kolaski,</em> </div><div align="center"><em>Dziękowałbym mocno za nią:</em></div><div align="center"><em>Chciałbym nią jechać do Woli,</em> </div><div align="center"><em>Gdzie mi zapewne pozwoli</em> </div><div align="center"><em>Miłość wleźć na pewną panią. </em></div><br /><div align="center"><em>(...)</em></div><br /><br /><div align="justify">Czy nabraliście apetytu na "Sensacje z dawnych lat"? Mam nadzieję, że tak. I wierzę, że gdy już po nią sięgniecie, pokochacie tę książkę, tak jak wszyscy, którzy już ją kochają (tzn. już przeczytali).<br /></div><div align="justify"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Szc7U9a1GpI/AAAAAAAABB8/vU2iC9sbmxU/s1600-h/logo_cz.jpg"><img style="MARGIN: 0px 10px 10px 0px; WIDTH: 114px; FLOAT: left; HEIGHT: 200px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5419865907834198674" border="0" alt="" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Szc7U9a1GpI/AAAAAAAABB8/vU2iC9sbmxU/s200/logo_cz.jpg" /></a><span style="font-size:85%;"><em>Wydawnictwo: Iskry</em> </span></div><div align="justify"><span style="font-size:85%;"><em>Oprawa: twarda w obwolucie</em> </span></div><div align="justify"><span style="font-size:85%;"><em>ISBN: 978-83-244-0088-1</em><br /></span></div><div align="justify"><span style="font-size:85%;"><em>Stron: 890</em> </span></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">Wymiary: 165x235</span></em></div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1998322444897336557.post-48128609599789827792009-12-21T22:18:00.040+01:002009-12-28T07:48:07.093+01:00Jeszcze trochę adwentowo, już bardzo świątecznie i wcale nie czytelniczo...<div align="center"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhyY168I/AAAAAAAABBQ/TKqvySDwrVg/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+021.jpg"><img style="WIDTH: 400px; HEIGHT: 302px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417803444397665218" border="0" alt="" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhyY168I/AAAAAAAABBQ/TKqvySDwrVg/s400/Grudzie%C5%84+2009+021.jpg" /></a> </div><div align="left"></div><p align="justify">...pozdrawiam wszystkich, którzy tu do mnie zaglądali przez tygodnie mojej wielkiej nieobecności. W tym czasie dużo czytałam, jeszcze więcej chorowałam i z chorobami walczyłam (przeżyłam potrójne zapalenie gardła - tak, tak - wszystkie trzy dziewczyny, jedna po drugiej "kładły się" do łóżka z wysoką gorączką, bólem głowy no i gardła oczywiście; do tego moje zapalenie zatok - uważam, że limit chorób na ten rok już dawno wyczerpałyśmy i nie życzymy sobie żadnych więcej). Dodam jeszcze zmasowany atak klientów niemieckich, belgijskich i włoskich na firmę, w której pracuję - wszyscy nagle zapragnęli TON towarów produkowanych przez firmę XYZ - więc w pracy spędzałam baaaardzo dłuuugie godziny, praktycznie cały czas od rana do wieczora od początku grudnia... Uwierzycie, że nie miałam nawet czasu, żeby do Was choć troszeczkę "szpyknąć, żeby tylko sprawdzić, co się dzieje. Nic kompletnie. Zapieprz taki, że pustą taczką jeździłam, bo nie było czasu załadować...<br /><br />W międzyczasie moje trzy dziewoje chore i ZNUDZONE snyły się po domu (czy Wasze dzieci też nie leżą w łóżkach podczas choroby, tylko tu trochę pooglądają TV, trochę poczytają (ale bardzo mało), trochę posiedzą przed komputerem - za to wcale nie leżą i wszędzie bałaganią, począwszy od tysięcy kubków i talerzyków zostawianych w miejscach "gdzie popadnie" na milionach husteczek rozrzuconych najczęściej w okolicach przesiadywania - ja za to z lubością ogromną pochłonęłam "Sensacje z dawnych lat" Kalety i "Mój język prywatny" Bralczyka (mam nadzieję, że w święta znajdę wreszcie czas, żeby spiasać moje wrażenia z lektury.<br /><br />Co poza tym? Wczoraj wreszcie wzięłam się za moje wieńce adwentowe , bo Boże Narodzenie bez wieńca na drzwiach wejściowych i na wigilijnym stole jest dla mnie nie do wyobrażenia- zrobiłam ich sztuk 2. Ten z pomarańczowymi kwiatami dla nas - mój K. powiesił go na zewnątrz, na drzwiach... Zrobiłam go z jodły, więc wytrzyma na dworze praktycznie do Wielkanocy:-)))<br /><br /><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhZXKiyI/AAAAAAAABA4/OPuvb2gdoF0/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+031.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417803437679741730" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhZXKiyI/AAAAAAAABA4/OPuvb2gdoF0/s400/Grudzie%C5%84+2009+031.jpg" /></a> <a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nheHvBfI/AAAAAAAABBA/fQl0-4_OQPw/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+028.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417803438957200882" border="0" alt="" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nheHvBfI/AAAAAAAABBA/fQl0-4_OQPw/s400/Grudzie%C5%84+2009+028.jpg" /></a><br /></p><br /><br /><div align="center"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwxN4T2I/AAAAAAAABAo/twJ4FmKg0Uc/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+035.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417802602269658978" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwxN4T2I/AAAAAAAABAo/twJ4FmKg0Uc/s400/Grudzie%C5%84+2009+035.jpg" /></a> <a href="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_ng1HVb8I/AAAAAAAABAw/13dKdO0JkY8/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+030.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417803427949670338" border="0" alt="" src="http://2.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_ng1HVb8I/AAAAAAAABAw/13dKdO0JkY8/s400/Grudzie%C5%84+2009+030.jpg" /></a> </div><div align="justify"> </div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify">... natomiast ten z kwiatkami białymi zamówiła klasa mojej Najstarszej lecealistki - ich wychowawczyni dostanie go w prezencie pod choinkę. A że młodzież nie wie, czy ich pani mieszka w bloku, czy w domu, zdecydowali się na wersję wieńca "na stół". Pani o moim blogu nie ma pojęcia, więc pozwolę sobie zamieścić zdjęcia już dziś, mimo, że prezent zostanie przekazany dopiero jutro podczas klasowej Wigilii.</div><br /><br /><br /><div align="center"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwe3x7xI/AAAAAAAABAY/JXKAWuJWjkE/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+019.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417802597345128210" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwe3x7xI/AAAAAAAABAY/JXKAWuJWjkE/s400/Grudzie%C5%84+2009+019.jpg" /></a> <a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mw6cYgbI/AAAAAAAABAg/6Zy613G8Lj4/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+037.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417802604746408370" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mw6cYgbI/AAAAAAAABAg/6Zy613G8Lj4/s400/Grudzie%C5%84+2009+037.jpg" /></a><br /><br /></div><div align="center"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwEoWhbI/AAAAAAAABAQ/YUqgz44N6Jk/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+016.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417802590301095346" border="0" alt="" src="http://4.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mwEoWhbI/AAAAAAAABAQ/YUqgz44N6Jk/s400/Grudzie%C5%84+2009+016.jpg" /></a> <a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mvyhgPcI/AAAAAAAABAI/waefRCRl4Ko/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+020.jpg"><img style="WIDTH: 302px; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417802585440533954" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_mvyhgPcI/AAAAAAAABAI/waefRCRl4Ko/s400/Grudzie%C5%84+2009+020.jpg" /></a></div><br /><br /><br /><div align="justify">I na koniec prezent, który - wprawdzie w 100% polski - ale przyjechał do mnie z niemieckiego Hofu - studiuje tam dziewczyna, narzeczona właściwie, zaprzyjaźnionego z nami pewnego Tomka. Kilka razy pomogłam jej w sprawdzeniu niemieckich referatów, poprawieniu błędów itd. itp. i wczoraj przed południem "DING - DONG" do drzwi (właśnie plotłam pierwszy wieniec, bałagan straszny, wszędzie sterty jodły, zwoje drutu i kilogramy ozdób i pistoletów na gorący klej) - otwieram, a tam ... Święty Mikołaj z prezentem . Sandrze i Tomkowi bardzo serdecznie dziękuję za wspaniały zapas herbaty na całą zimę, bo dobrą herbatką wolę się bardziej uraczyć niż filiżanką kawy. Zrobiło mi się naprawdę bardzo miło, tym bardziej, że i wieńce się ostatecznie udały...</div><br /><br /><br /><div align="center"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhlhtJ4I/AAAAAAAABBI/T9XamBAHtak/s1600-h/Grudzie%C5%84+2009+025.jpg"><img style="WIDTH: 400px; HEIGHT: 302px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5417803440945178498" border="0" alt="" src="http://1.bp.blogspot.com/_QPJaxgZ5OPY/Sy_nhlhtJ4I/AAAAAAAABBI/T9XamBAHtak/s400/Grudzie%C5%84+2009+025.jpg" /></a></div><br /><br /><div align="justify">A tak w ogóle - do świąt, oprócz zrobionych wczoraj ozdobnych wieńców i ubranej kilka dni temu choinki, nie mam jeszcze nic. Nie mam jeszcze połowy prezentów, nie mam zakupów, nie mam posprzątane, nie mam planu co upiec itp, i jeszcze jutro i pojutrze idę do pracy. Wierzę jednak, że jakoś to będzie. W zasadzie nie jakoś, będzie jak zwykle cudownie, wspaniale i magicznie. Jak w każde Boże Narodzenie...</div>MySweetDreamshttp://www.blogger.com/profile/14670763554357315005noreply@blogger.com15