... i budzę się, bo spałam (dosłownie) przez wiele, wiele tygodni, i witam wszystkich serdecznie, i przepraszam za długie milczenie. Przyczynkiem do tego była i wstrętna zimna pogoda, i ... nasz czwarty już z kolei maluszek, którego spodziewam się na koniec września. Na początku lutego zostało mi to oficjalnie potwierdzone i jakby piorun strzelił we mnie - nie, nie przeraziło mnie ta wiadomość - wręcz przeciwnie - ucieszyłam się z tego bardzo. Ale naszła mnie wówczas przemożna chęć przesadnego wręcz dbania o siebie (nie ma się już tych dwudziestu kilku lat, niestety, ma się dwa razy tyle), drzemania i wylegiwania się w ciągu dnia, chodzenia na długie spacery, porządnego wysypiania się po ciągłym wstawaniu do pracy bladym świtem o 5.30 - a wszystko to, niestety, z małą ilością książek i prawie w ogóle bez komputera. Od połowy marca jestem na zwolnieniu, bo niestety, pojawiły się pewne komplikacje, ale dbam "o się" i jak na razie - tfu-tfu i odpukać w niemalowane - wszystko jest dobrze. Niebawem okaże się, czy będzie to kolejna "książkowa książniczka" czy "książkowy książę" - podaczs ostatniego badania maleństwo wypięło się na wszystkich tylną częścią ciała i nie było nic widać:-)

No to się biorę! I pokazuję pierwszy raz u mnie na blogu stosik (w połowie już właśnie ostatnio przeczytany).