czwartek, 27 sierpnia 2009

Urlop w domu a la "Krzątam się"

Minął mi kolejny urlopowy dzień. Wstałam o 8.30, bo moja dwuletnia Najmłodsza nie miała zamiaru dłużej spać (dzięki Bogu - mam teraz dziecię, które nie wywala mnie o 6.00 z łóżka tak jak wiele lat temu dwie starsze po kolei - KAŻDA!!!), powitała mnie słowami: "Mama, pać - dzień!" i uśmiechnęła się tym swoim najsłodszym na świecie uśmiechem. Potem zrobiła mi "gili-gili" w oko, zapytała: "Mama, kauły pić?" no i niestety musiałam wstać i sobie tę kawę zrobić sama.

Do czego zmierzam?

Ano do tego, że od kilku dni jestem w domu, znaczy się urlop mam, ale ... w ogóle tego nie czuję. Chodzę cały dzień po domu, zbieram rozrzucone zabawki i inne rzeczy, przenoszę na swoje miejsce wszystko, co z tego miejsca zostało zabrane. W międzyczasie szykuję śniadanko moim dziewczynom, potem obiad, że o podwieczorku i kolacji nie wspomnę. Jakiś spacerek (raz pieszo, raz wózkiem - w zależności od nastroju dziecięcia). Od czasu do czasu zakupy (mniejsze i te większe). Pomiędzy tym wszystkim non stop parzę herbatkę owocową dla Najmłodszej (uwierzycie, że wypija dziennie blisko dwa litry, a czasami nawet więcej, herbaty owocowej i wody?) Jak już zoragnizujemy picie, wychodzimy na przydomowy plac zabaw w ogrodzie, gdzie Najmłodsza non stop się huśta (tzn. ja ją huśtam, bo sama jeszcze nie umie) i zjeżdża "dźźźiiiii", czyli ze zjeżdżalni, bo jest w tej dyscyplinie mistrzynią świata. Jeśli ktoś z Was pomyślał, że Najmłodsza w tym czasie bawi się SAMA, jest w ogromnym błędzie. Mówię do niej: "Ty się tutaj pobaw, a ja na chwilkę pójdę do domu", odchodzę kilka kroków mając nadzieję na chwilkę spokoju albo na błyskawiczne zrobienie czegoś, przy czym na piątym czy szóstym kroku dopada mnie córcia ze słowami: "Mama, teś idę dom". Idziemy więc razem, mała życzy sobie "Andzię, Tygryska, Misia i Szypra", ale oczywiście nie włączam jej bajki, zabieramy chrupki i wracamy do ogrodu. Na szczęście nie ma dziś upału...




Potem zaczynamy przygotowywać obiad i nagle trrrach - wyłączają nam prąd. Dzwonię więc do sąsiadki Gosi, czy u niej też wyłączyli, czy to może tylko u mnie awaria i wyskoczył korek. Gosia mówi, że też nie ma prądu i pyta mnie, co robię i czy nie wpadłabym do niej na kawkę. "Na kawkę?" - czemu nie. Tylko że do zastanowienia się zmusiła mnie pierwsza część jej pytania: co ja właściwie robię??? Czas spędzany w domu upływa mi na tym i owym, może jeszcze i na owamtym - ale na niczym konkretnym. Kręcę się po domu, krzątam się robiąc cały czas "coś" - milion małych rzeczy, a wieczorem nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co to konkretnie było... ba! ze zmęczenia nie jestem w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą, o szarych komórkach nie wspominam w ogóle. Przemierzam szlak pomiędzy kuchnią, tarasem i placem zabaw, między pralką, pająkiem do rozwieszania bielizny a deską do prasowania. Na telewizję nie mam ani czasu, ani siły, ani ochoty. A przed spaniem biorę do ręki książkę i zasypiam po przeczytaniu jednej strony (a tyle ich - tzn. książek - miałam przeczytać w trakcie tych wolnych dni).

Znajomi? Przyjaciele i krewni? Dla nich znajdę czas innym razem, jak nie będę już na urlopie, kiedy wszystko wróci do normy - ja do pracy, starsze córki do szkół, a Najmłodsza do żłobka.
Dobrze, że nie pokazałam Wam urlopowego stosiku - książki ułożyłam, zdjęcie zrobiłam, ale ...

Jak mnie ktoś zapyta, jak mi minął urlop, niewątpliwie odpowiem: "Krzątająco! Cały czas KRZĄTAŁAM SIĘ!"

niedziela, 23 sierpnia 2009

Zalotnica niebieska - Magdalena Samozwaniec

Moje uwielbienie dla poezji Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej jest, było i zawsze będzie ogromne (zostało mi to jeszcze z czasów liceum i mojej wielkiej pierwszej miłości, gdy miałam 17 lat). Pamiętam, że zaczęło się od „Fotografii”:


Gdy się miało szczęście,
które się nie trafia:

czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...

- mnie w pewnym momencie została tylko ta fotografia, ukochany mnie porzucił, a ja zaczęłam szukać i pochłaniać wszystko, co spod pióra MPJ wyszło. Chyba dzięki temu udało mi się przetrwać ogromny zawód miłosny i nie skoczyć z rozpaczy z mostu w nurty rwącej rzeki (przypuszczam, że nigdy i tak by do tego nie doszło) - z tamtego okresu zachował mi się jeszcze mój papierowy pamiętnik, gdzie notatkę każdego dnia zaczynałam od wpisania jakiegoś wiersza ukochanej poetki. Ech, cudne to były czasy - dziś nie mam zbyt wiele wolnych chwil na czytanie poezji - a kiedyś? proszę bardzo - trening siatkówki, kurs niemieckiego w bibliotece, do szkoły się dojeżdżało 40 km, a oceny poniżej "dobrego" rzadko się zdarzały, za chwilę matura i egzaminy na studia- i jeszcze człowiek "tonął" w poezjach Pawlikowskiej (i nie tylko). I nie było kiedyś komputerów i internetu, w którym można znaleźć dzisiaj wszystko - kiedyś, jak się czegoś potrzebowało, trzeba było lecieć do biblioteki...

Tyle gwoli wyjaśnienia, dlaczego sięgnęłam właśnie po "Zalotnicę niebieską" Magdaleny Samozwaniec.

Prawdę powiedziawszy, biografia poetki napisana ręką młodszej siostry nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Owszem, faktów z życia sióstr Kossak przytoczonych jest w książce ogromna ilość, ale większość z nich znałam już z innych źródeł. Smaczku dodają niektóre zdradzane przez autorkę tajemnice i sekrety, najpierw te "dziewczyńskie", a potem "panieńskie" i "małżeńskie". Dużo jest również wierszy, zwłaszcza tych z początkowego okresu twórczości, które z niewiadomych przyczyn nie znalazły się w żadnym z wydanych przez Pawlikowską tomików jej wierszy. Zachowały się one oraz listy pisane przez poetkę w rodzinnym archiwum skrzętnie przechowywane przez mamę i siostrę, i autorka wykorzystała wiele z nich pisząc biografię "Lilki". Wiersze są opatrzone komentarzami autorki i wielu przypadkach wiele wyjaśniają, np. to, że Maria bała się starości (we mnie ona też wzbudza największe obawy) - napisała o niej i jej nieuniknionych objawach mnóstwo strof, m.in.


dancing

ta pani wciąż jeszcze tańczy
wesoła jak młoda dziewczyna
lezc jest już w piękności swojej
nietrwała jak lichy jedwab
może barwy utracić na słońcu
może skurzcyć się jak etamina
a wówczas powieszą ją w szafie
pośród rzeczy o które nikt nie dba
jest ona już tylko na oko
kto ją szarpnie ten ją rozedrze NA ZAWSZE
ostrożnie z nią młodzi tancerze
bo pęknie w tysiące ZMARSZCZEK


I jeszcze jeden muszę tu przytoczyć: Starość, który powstał, gdy "Lilka" miała niespełna ... 30 lat.
Leszczyna się stroi w fioletową morę,
a lipa w atłas zielony najgładszy...
Ja się już nie przebiorę,
na mnie nikt nie popatrzy.

Bywają dziwacy,
którzy z pokrzyw i mleczów składają bukiety,
lecz gdzież są tacy,
którzy by całowali włosy starej kobiety?

Jestem sama,
Babcia mi na imię -
czuję się jako czarna plama
na tęczowym świata kilimie...

O Jezusieńku, cytować mogłabym cały dzień, ba! do końca świata i nawet o jeden dzień dłużej, ale nie o wierszach Pawlikowskiej miałam tu pisać, ale o jej biografii...
Ogromny plusem książki jest bardzo obszerne przedstawienie epoki, czyli początku XX wieku i (mojego najukochańszego okresu) 20-lecia międzywojennego. Sporo miejsca poświęcone jest opisom, co się wtedy nosiło, jak byłu urządzone domy,w jaki sposób podróżowali, jak ludzie "ze sfery" spędzali czas, z kim się spotykali (a przewinęło się tych sławnych osobistości przez dom Kossaków - i co za tym idzie przez książkę Magdaleny Samozwaniec - całe mnóstwo). Sprzyjała temu artystyczna atmosfera Kossakówki (jak nazywano ich dom rodzinny w Krakowie) - ojciec, Wojciech Kossak, malarz scen historycznych i batalistycznych miał sporo znajomości pośród przedstawicieli ówczesnej bohemy.


Co jeszcze? Poetka kochała nade wszystko przyrodę, uwielbiała malować i bardzo, ale to bardzo chciała kochać i być kochaną. To z tej jej największej tęsknoty za gorącym i płomiennym uczuciem powstała większość jej wierszy. Miała też śmiałe i awangardowe jak na owe czasy pomysły, np. do swego pierwszego ślubu poszła w błękitnej sukience, dając tym samym do myślenia zatwardziałym krakowskim dewotom i plotkarom, dlaczego nie "(...) w białej ślubnej szacie, z welonem i wianuszkiem kwiatu pomarańczowego (...)".

A co mi się nie podobało? Przede wszystkim siostrzany i rodzinny subiektywizm - ale trudno oczekiwać obiektywizmu od piszącej, jeśli się od najmłodszych lat kocha i hołubi starszą siostrę poetkę. W książce Samozwaniec wszyscy należący do rodziny albo do kręgu wielbicieli poetki lub tatusia byli "cacy", krytykujący i przeciwnicy byli "be". O tych pierwszych można przeczytać same pochwały i zabawne anegdotki, na tych drugich autorka nie pozostawia suchej nitki, często "odsądzjąc ich od czci i wiary" (często używa sformułowania "ach, cóż my możemy o tym wiedzieć" - czyżby zatem powtarzała ówczesne plotki???) np.:


"Bzowski, przy pewnym ograniczeniu umysłowym, umiał dbać o swoje interesy i własną karierę. Na tym również polegała jego przyjaźń ze znanym w arystokratycznych kołach lwowskich baronem Brunickim, zdeklarowanym pederastą, który był szalenie przeciwny małżeństwu przyjaciela z panną Kossakówną i starał się go od tego zamiaru odwieść. Znając Bzowskiego trudno przypuszczać, aby i on miał tego rodzaju perwersyjne zamiłowania - lubił być adorowany i przyjmował od barona różne świadczenia. Zresztą, co my wiemy? Może jednego porywała wybitna uroda młodego ułana, drugiego - brzydota małego, przysadzistego Brunickiego. (...)"
No właśnie, cóż można wiedzieć dokładnego w tej materii, najważniejsze, że ziarenko - powiedzmy delikatnie - nieprzychylnej niepewności, dotyczące byłego szwagra zostało zasiane. To tak na marginesie, co mnie kłuło podczas czytania.

Generalnie książka godna polecenia, określiłabym ją jako łatwą i lekką w odbiorze, nie tylko dla wielbicieli poezji MPJ, również dla laików, którzy chcieliby posmakować atmosfery i klimatu artystycznego życia sprzed blisko 100 lat...

sobota, 22 sierpnia 2009

100 tytułów BBC

Lista 100 tytułów BBC pojawia się na blogach i znika, ostatnio znów ją u kogoś widziałam i dla własnej orientacji pobawiłam się w zaznaczanie. I jak zwykle wyszło mi, że tych przeczytanych jest dużo za mało - o wiele mniej, niżbym sobie tego życzyła - tylko 14. Z listy nie wykreślam żadnego tytułu, bo chociaż jeden miałabym ochotę (naprawdę ogromną) wykreślić "Przeminęło z wiatrem", to po 1. nie mam pojęcia, jak to zrobić, a po 2. - nigdy nie wiadomo, po którą książkę się akurat sięgnie. Wielu z tych tytułów po prostu nie znam, więc nie wiem, czy są warte przeczytania czy skreślenia z listy.
INSTRUKCJA OBSŁUGI:
1. Pogrub te tytuły, które przeczytałeś/-łaś. U mnie są one tez na zapisane na biało
2. Użyj koloru przy tych, które masz zamiar przeczytać.
3. Podkreśl te książki, które kochasz/uwielbiasz/bardzo lubisz. Ja przy tych tytułach postawiłam po 10 gwiazdek **********
4. Wykreśl te tytuły, których nie masz zamiaru czytać, albo byłaś/-łeś zmuszona/-y przeczytać za czasów szkolnych i je znienawidziłaś/-łeś.
5. Umieść to na blogu.

1. Duma i uprzedzenie - Jane Austen
2. Władca Pierścieni - JRR Tolkien
3. Jane Eyre - Charlotte Bronte
4. Seria o Harrym Potterze - JK Rowling
5. Zabić drozda - Harper Lee
6. Biblia
7. Wichrowe Wzgórza - Emily Bronte
8. Rok 1984 - George Orwell

9. Mroczne materie (seria) - Philip Pullman
10. Wielkie nadzieje - Charles Dickens
11. Małe kobietki - Louisa M Alcott
12. Tessa D’Urberville - Thomas Hardy

13. Paragraf 22 - Joseph Heller
14. Dzieła zebrane Szekspira
15. Rebeka - Daphne Du Maurier
16. Hobbit - JRR Tolkien
17 . Birdsong - Sebastian Faulks
18. Buszujący w zbożu - JD Salinger
19. Żona podróżnika w czasie - Audrey Niffenegger
20. Miasteczko Middlemarch - George Eliot
21. Przeminęło z wiatrem - Margaret Mitchell
22. Wielki Gatsby - F Scott Fitzgerald
23. Samotnia (w innym tłumaczeniu: Pustkowie) - Charles Dickens
24. Wojna i pokój - Leo Tolstoy
25. Autostopem przez Galaktykę - Douglas Adams
26. Znowu w Brideshead - Evelyn Waugh
27. Zbrodnia i kara - Fyodor Dostoyevsky
28. Grona gniewu - John Steinbeck
29. Alicja w Krainie Czarów - Lewis Carroll
30. O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame
31. Anna Karenina - Leo Tolstoy
32. David Copperfield - Charles Dickens
33. Opowieści z Narnii (cały cykl) - CS Lewis
34. Emma- Jane Austen
35. Perswazje - Jane Austen
36. Lew, Czarwnica i Stara Szafa - CS Lewis
37. Chłopiec z latawcem - Khaled Hosseini
38. Kapitan Corelli (w innym tłumaczeniu: Mandolina kapitana Corellego) - Louis De Bernieres
39. Wyznania Gejszy - Arthur Golden
40. Kubuś Puchatek - AA Milne **********
41. Folwark zwierzęcy - George Orwell
42. Kod Da Vinci - Dan Brown
43. Sto lat samotności - Gabriel Garcia Marquez
44. Modlitwa za Owena - John Irving

45. Kobieta w bieli - Wilkie Collins
46. Ania z Zielonego Wzgórza - LM Montgomery **********
47. Z dala od zgiełku - Thomas Hardy
48. Opowieść podręcznej - Margaret Atwood
49. Władca much - William Golding
50. Pokuta - Ian McEwan
51. Życie Pi - Yann Martel
52. Diuna - Frank Herbert
53. Cold Comfort Farm - Stella Gibbons
54. Rozważna i romantyczna - Jane Austen
55. Pretendent do ręki - Vikram Seth
56. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon
57. Opowieść o dwóch miastach - Charles Dickens
58. Nowy wspaniały świat - Aldous Huxley
59. Dziwny przypadek psa nocną porą (również: Dziwny przypadek z psem nocną porą) - Mark Haddon
60. Miłość w czasach zarazy - Gabriel Garcia Marquez
61. Myszy i ludzie (również: O myszach i ludziach) - John Steinbeck
62. Lolita - Vladimir Nabokov
63. Tajemna historia - Donna Tartt
64. Nostalgia anioła - Alice Sebold
65. Hrabia Monte Christo - Alexandre Dumas **********
66. W drodze - Jack Kerouac
67. Juda nieznany - Thomas Hardy
68. Dziennik Bridget Jones - Helen Fielding
69. Dzieci północy - Salman Rushdie
70. Moby Dick - Herman Melville
71. Oliver Twist - Charles Dickens
72. Dracula - Bram Stoker
73. Tajemniczy ogród - Frances Hodgson Burnett **********
74. Zapiski z małej wyspy - Bill Bryson
75. Ulisses - James Joyce
76. Szklany kosz - Sylvia Plath
77. Jaskółki i Amazonki - Arthur Ransome
78. Germinal - Emile Zola
79. Targowisko próżności - William Makepeace Thackeray
80. Opętanie - AS Byatt
81. Opowieść wigilijna - Charles Dickens
82. Atlas chmur - David Mitchell
83. Kolor purpury - Alice Walker **********
84. Okruchy dnia - Kazuo Ishiguro
85. Pani Bovary - Gustave Flaubert

86. A Fine Balance - Rohinton Mistry
87. Pajęczyna Szarloty - EB White
88. Pięć osób, które spotykamy w niebie - Mitch Albom
89. Przygody Scherlocka Holmesa - Sir Arthur Conan Doyle
90. The Faraway Tree Collection - Enid Blyton
91. Jądro ciemności - Joseph Conrad
92. Mały Książę - Antoine De Saint-Exupery
93. Fabryka os - Iain Banks
94. Wodnikowe Wzgórze - Richard Adams
95. Sprzysiężenie głupców (również: Sprzysiężenie osłów) - John Kennedy Toole
96. Miasteczko jak Alece Springs - Nevil Shute
97. Trzej muszkieterowie - Alexandre Dumas
98. Hamlet - William Shakespeare
99. Charlie i fabryka czekolady - Roald Dahl
100. Nędznicy – Victor Hugo

piątek, 21 sierpnia 2009

Kolor purpury - Alice Walker


Z noty wydawcy:
Półanalfabetka Celia, bohaterka powieści, uciesznie pokracznym stylem w formie listów do Pana Boga opowiada tragiczną historię swojego życia. Była wielokrotnie gwałcona przez męża matki, pozbawiono ją dwójki dzieci, wydano za mąż za brutalnego wdowca. Nieoczekiwanie okazało się, że zadośćuczynienie za krzywdy doznane od mężczyzn kobieta może znaleźć tylko w ramionach innej kobiety. Alice Walker otrzymała za tę książkę nagrodę Pulitzera w 1983 roku. Powieść sfilmował Steven Spielberg, a w głównej roli wystąpiła Whoopi Goldberg .



Droga Celio!

Arz mnom zdrowo zatrząhło, jak żem przeczytała o twojem życiu w tej ksionszce, co to jom Alis Łoker o tobie napisała. Jak ładnie napisała, tak ładnie i porzonnie, rze my jom sobie z Ka.- mojem chopem nawzajem wyrywalim i czytalim, trochu my pojedlim, pospalim i dalijj od nowa stale i wciąż czytalim i czytalim, bo my trochu urlopu mielim to i go razem spendzalim. Ka. w końcu wzioł i mi ksionszke wyjoł z ronk, bo on powiada zara do Nimiec jedzie i bez ten czas do wyjazdu przeczytać musi. Bardzo mie to ucieszyło bo odkąt pamientom, to to jest pirwszo ksionszka jakom przecztoł.

Oj, trzy światy miałaś kochana Celio z tem twojem chłopem – panem ------. Płakać mi sie chciało, jak cie poniwiroł, jak cie po pysku abo dzie popadnie proł. Tak samo jak ty byłam wtedy zestrachano. Jegu dzieciami się zajmowałaś, bo mu kobita pomarła, prałaś mu i sprzątałaś, gotowałaś i pod nos podsuwałaś, a on cie za nic mioł – ot jeszczy jedyn mebel w domu, dejmy na to taburet ino rze taburet w wianie krowy nie wnosi, a ty krowe miałaś jak sie z tobom ożenił. Z Nettie kochanom siostrom na 30 lat cie rozdzielił, a potem stale i wciąż listy od niej do kufra chowoł żebyś myślała że ona nie żyje. Zły i niedobry chop to był i mówie ci Celia, dobrze zrobiłaś, żeś go wreszcie w trombe puściła. Łajdak jedyn, łachudra i pokraka, myśloł, że gupiom kobite w domu mo, ale ty nie gupio boś w końcu na oczy przejrzała i z Cuksą do Memphis pojechałaś. Dobrze, żeś ty na tom Cukse w życiu trafiła, niby co by to było dalej z twojem życiem żebyś ty od niego nie odjachała. I tak smutne to życie miałaś... A tak to i przyjaźni i kochaniożeś posmakowała. Mie to sie najbardziej Sofia podobała – nie dała się chopu po pysku prać, a tako silno i krzepko była rze sama mu jego pysk obiła. Myśle rze jo to tysz chiba tako jak Sofia bym była i do bitki, i do wypitki i żadnemu menszczyźnie nie dałam bym sobie gemby obijać. Ale jo wjym, wjym – letko tak sobie godać, jak się chopa dobrego mo a nie takiego skurczysyna jak ten twój Albert -----. I jeszczy lekciej się godo, jak to bicie i poniewjyranie, gwałcenie i cierpjynie nos nie dotyko.
Alealealeale... ja nie po to piszem, żeby wspominki robić - ja u ciebie spodnie chciałam zamówić bo te coś mojemu chopowi na zeszłorocznom Wielkanoc poszyła już mu się na dupie przetarły – tak lubioł w nich chodzić rze nic innego i o niczym innym słyszeć nie chcioł ino stale i wciąż je ubiroł, no to się wzieny i przetarły. Dwie pary mu uszyj, bo on tera do Nimiec pojechoł do roboty, to mu się tam przydadzom. Jak pojadem na Gwiazdke to mu zabierem. A jak kiedyś do Ameryki polece, to cie z miłom chenciom odwiedze, abo ty mie odwieć, jakbyś w Polsce przypadkiem była, bo cie strasznie polubiłam.

Twoja przyjaciółka na zawsze
Kate

środa, 5 sierpnia 2009

Stern ohne Himmel - Leonie Ossowski


A u mnie znów II wojna światowa, i znów Leonie Ossowski. Pewnie ktoś znudzony tematyką i autorką powie, że "ta baba mogłaby już z tym skończyć" - ale, Kochani, po tej "niezabogatej" "Białej Masajce" musiałam sięgnąć po coś, czego w zasadzie mogłam być pewna. Poczciwa, stara Ossowski jest zawsze tak samo dobra, jak nie przymierzając Mercedes - do jakiegokolwiek typu tego auta by się nie wsiadło, zawsze jest to Mercedes - ta marka mówi sama za siebie. Tak samo jest z literaturą Leonie Ossowski - jakiej by książki nie wziąć do ręki, zawsze jest to kawał dobrej literatury. Co ciekawe - z książki na książkę, mam wrażenie, lepszej niż poprzednio czytane. O mojej ukochanej autorce pisałam przy okazji wcześniejszych recenzji - jej osobę i twórczość przedstawiłam już tu (dla ewentualnych zainteresowanych), a następnie opisałam kolejne jej książki tu , tu i tu. A dzisiaj "Stern ohne Himmel", powieść w zasadzie dla młodzieży, ale tak na dobrą sprawę, to nieważne, ile ma się lat - jeśli coś jest dobre, to trzeba po to sięgnąć. Nie możemy przestać czytać o II wojnie światowej, ani inni nie mogą przestać o niej pisać - ten rodzaj literatury to wspaniały środek na pamiętanie, nawet jeśli się nie przeżyło tego okrutnego czasu samemu.
O samej książce opowiem bardzo krótko: Akcja powieści rozgrywa się w ostatnich dniach wojny, kiedy to banda dzieciaków, bawiąc się w ruinach zbombardowanego domu, dokonuje niesamowietgo odkrycia, a mianowicie odnajdują ukryty tam magazyn żywności. Grupka przyjaciół cieszy się niesamowicie ze swego znaleziska, ale już wkrótce okazuje się, że jest jeszcze ktoś, kto poznał ich tajemnicę. Tym kimś jest Abiran, 15-letni żydowski uciekinier z obozu koncentracyjnego. Czy potraficie sobie wyobrazić rozterki targające tymi niemieckimi dzieciakami? Muszą zdecydować, czy pomogą mu się ukrywać, czy może wydadzą go niemieckim władzom. Muszę przyznać, że Leonie Ossowski jest mistrzynią opisów wojennej rzeczywistości. U niej nic nie jest albo czarne, albo białe - ona nie osądza, a pozwala czytelnikowi uzmysłowić sobie własne poglądy na nazistowskie Niemcy, nazistowskie społeczeństwo i nazistowskie zbrodnie. Co mi się szczególnie podobało, to to, że powieść jest napisana bardzo realistycznie, ale też bez zbytniego epatowania okrucieństwami wojny, bez niepotrzebnego zadęcia autorki, że "oto ja, która ten czas przeżyłam, jako jedyna mam monopol na opowiadanie o owym czasie". Nic z tych rzeczy. U Ossowski typowe jest to, że wiele kwestii poznaje się z różnych punktów widzenia, właściwych zarówno dla kogoś, kto jest Żydem, jak i jego nazistowskiego prześladowcy. Ta lektura to doskonała okazja do zastanowienia się nad minionym czasem, tym bardziej, tym bardziej, że już niebawem będziemy obchodzić okrągłą 70-tą rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Wydanie kieszonkowe: 174 strony
Wydawnictwo: Heyne Verlag (1. marca 1989)
Język powieści: niemiecki
ISBN-10: 3453029283
ISBN-13: 978-3453029286
Rozmiar: 18,8 x 12,1 x 2 cm

niedziela, 2 sierpnia 2009

Biała Masajka - Corinne Hofmann

"Biała Masajka" to książka, którą przeczytałam na okoliczność mojego uczestnictwa w "Kolorowym czytaniu" ze względu na kolor biały w tytule. Książka została napisana przez młodą Szwajcarkę, Corinne Hofmann, która w tym swoistym pamiętniku zapisała swoje życie na przełomie kilku lat spędzonych w afrykańskim buszu, u boku Lketingi, masajskiego wojownika.

Nie potrafię jeszcze zebrać moich wszystkich myśli i odczuć po lekturze tej książki. Sięgnęłam po nią po bardzo entuzjastycznej rekomendacji mojej przyjaciółki. Zachwycona "Białą Masajką" sama mi ją przywiozła ze słowami: "Czytaj, czytaj - ja zabieram Klarkę na spacer, a ty czytaj. Jak znam życie, to jeśli zaraz nie zaczniesz jej czytać, to będzie leżeć na półce, aż nie poproszę o jej zwrot. Czytaj, kochana, o nic się nie martw". Co miałam zrobić, zaczęłam czytać - przyjaciółka nie zostawiła mi żadnego wyboru...

Nie wiem, co jest dziś silniejsze - moje poirytowanie postępowaniem autorki, jej naiwnością, krótkowzrocznością, czy może jednak jest to w pewnym sensie podziw - jakby nie było, dla miłości rzuca wszystko - całe swoje dotychczasowe życie, rodzinę i przyjaciół, pracę, dobrze prosperujący butik - i poślubia dumnego Masaja, mając nadzieję na wspaniałe życie u jego boku, wielką życiową przygodę w Afryce, poznanie nowych ludzi. Oboje znają kilka słów po angielsku, a mimo to udaje im porozumieć. Tylko, że ja mam nieodparte wrażenie, że cała ta miłość i ślub są jakieś takie naciągane. Masaj w ogóle nie mówi o uczuciu, bardziej zajęty jest swymi kolegami i kolorowymi koralikami na szyi niż naszą bohaterką i autorką w jednej osobie. Jest raczej zdumiony jej kolejnymi przyjazdami do Kenii i okazywanym mu zainteresowaniem z jej strony.

Po długim namyśle dochodzę jednak do wniosku, że książka bardziej mnie denerwowała niż mi się podobała. W wielu momentach myślałam o bohaterce nawet "jaka ona głupia", ale jest coś takiego w tym, co Hofmann opisuje, co nie pozwala się oderwać od czytanego tekstu i każe czytać dalej. Ciekawość innego świata? Ciekawość, jak zareaguje czy jak sobie poradzi z jakimś problemem? Nie wiem, to wszystko jeszcze jest za świeże. Faktem jest, że może podobać się czytelnikowi upór Corinne, jej determinacja, z jaką dosłownie walczy o załatwienie paszportów i wiz dla męża i córki; fantazja, która pozwala jej kupować kolejne zdezelowane auta i jeździć nimi po afrykańskich bezdrożach; odwaga i siła, z jakimi prowadzi sklep w małej afrykańskiej wiosce; zdecydowanie, które pomaga jej działać, gdy inna kobieta ma kłopoty podczas porodu - to tylko kilka przykładów przemawiających na korzyść autorki. W większości jednak, uczuciem, które mi towarzyszyło podczas lektury była zwyczjna irytacja, że autorka nawet nie zrobiła sobie szczepień wyjeżdżając do Kenii, że miłość do Lketingi tak ją zaślepiła, że nie widziała tego, jak wiele różnic kulturowych ich dzieli, jak bardzo przedmiotowo on ją traktuje, złościło mnie, że ona nie widzi jego - nie wiem - lenistwa czy nieróbstwa - był przecież wojownikiem, a dumni masajscy wojownicy nie kalają się pracą. Jej zaślepienie jest ogromne. Tylko, że mnie spokoju nie dawała myśl, co ona sobie po tym związku obiecywała, czego oczekiwała? Jasne jest przecież to, że Masaj wychowany w tradycji plemiennej nie bierze sobie żony, żeby po ślubie iść do pracy i pracować na utrzymanie nowej rodziny - sytuacja jest zupełnie odwrotna - to żona musi się wszytskim zająć, wyżywieniem i utrzymaniem rodziny. Zderzenie tych dwóch kultur jest tak ogromne, że nie sposób o tym nie myśleć jeszcze jakiś czas po przeczytaniu "Białej masajki" - a wierzcie mi, naprawdę jest nad czym myśleć i zastanawiać się. Czy ktoś z Was byłby gotów poświęcić wszystko dla takiej miłości? Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co byście powiedzieli, gdyby córka przyszła i powiedziała: "Mamo, tato - wychodzę za Masaja i wyjeżdzam do Afryki, będziemy się widywać raz w roku, albo i rzadziej" - czy ktoś z Was zastanawiał się nad tym? No, oczywiście - sprawa jest jasna - nie ma co łamać sobie głowy na zapas - jak córka tak kiedyś powie, to będziemy myśleć (choć i tak z pewnością niewiele zdziałamy - na miłość nie ma przecież lekarstwa). Ale ja Wam jedno powiem po lekturze "Białej masajki" - ja mam trzy córki, i pewna myśl nie daje mi spokoju...

Autor: Corinne Hofmann
Język wydania: polski
Oprawa: Miękka
Wydawca: Platon

Liczba stron: 304

sobota, 1 sierpnia 2009

Los utracony - Imre Kertész

Literacka Nagroda Nobla 2002 "za pisarstwo, które wynosi doświadczenia jednostki ponad przeciwieństwa brutalnej historii".


Imre Kertesz urodził się 9 listopada 1929 roku w Budapeszcie w ubogiej rodzinie żydowskiej. W roku 1944, jako 15-latek został wywieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a następnie przeniesiony do Buchenwaldu. Bolesne doświadczenia spowodowane pobytem w obozach wywarły głęboki wpływ na jego późniejszą twórczość. Po powrocie na Węgry, w 1948 roku, zaczął pracować w gazecie "Vilagossag", ale w 1951 został zwolniony, gdy gazeta przyjęła linię partii komunistycznej. Po odbyciu 2-letniej służby wojskowej Kertesz pracował jako niezależny pisarz i tłumacz autorów niemieckich, takich jak Nietzsche, Schnitzler, Freud, Roth, Wittgenstein, Hofmannstahl i Canetti. Jest laureatem wielu węgierskich i zagranicznych nagród literackich, m.in. Brandenburger Literaturpries (1995), Liepziger Buchpreis (1997) oraz WELT-Literaturpreis (2000).


O II wojnie światowej i jej okropieństwach napisano już z pewnością miliony stron i z pewnością drugie tyle zostanie jeszcze napisane w przyszłości - tak wielu ludzi opowiedziało czytelnikom na całym świecie o swoich strasznych przeżyciach i doświadczeniach oraz o ich wpływie na dalsze ich życie, że w zasadzie można by już stwierdzić, że jeśli o II wojnę chodzi, to już niewiele jest nas w stanie zadziwić, przerazić albo zszokować. W zasadzie to można by też sobie powiedzieć: "O II wojnie światowej przeczytałam już tyle książek, że nie muszę czytać żadnej innej". Ja właśnie tak myślałam - do momentu, aż nie sięgnęłam po "Los utracony" Kertesza. Okazuje się, że temat II wojny to przysłowiowa studnia bez dna i ilu autorów, tyle wizji i poglądów, ilu autorów - tyle jej naróżniejszych obliczy. Niezmienne jest tylko to, że kto tę wojnę przeżył, nigdy tak do końca nie otrząsnął się z tragicznych wspomnień tamtego okresu.


"Los utracony" po raz pierwszy opublikowano w 1975 r., ale - mimo, że to najgłośniejsza powieść Kertesza - nie od razu zyskała popularność. Kertesz oparł fabułę tej powieści na swoich tragicznych doświadczeniach wyniesionych z pobytów w Oświęcimiu i Buchenwaldzie. Wprawdzie nosi ona znamiona autobiografii, nie można jej jednak sklasyfikować jako powieść autobiograficzną.

Głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści jest 14-letni chłopiec, Żyd z Budapesztu, który pewnego dnia w drodze do pracy zostaje aresztowany w "łapance" i trafia do obozu w Oświęcimiu, a następnie do obozu w Buchenwaldzie. Czytając ten zadziwiający "reportaż" z tamtych wydarzeń można ulec złudzeniu, że ten chłopak nie opowiada o obozie koncentracyjnym, o esesmanach i gestapowcach, ale o normalnym życiu normalnego nastolatka - bohater Kertesza jest do bólu naiwny i dziecinny i wszystko odbiera jako wspaniałą przygodę, a mnie... irytuje i mam ochotę wykrzyczeć mu w tym momencie kilka słów prawdy o faszystach. Obozowe życie jawi mu się jako to "prawdziwie szczęśliwe", on sam przystosowuje się do warunków nowego życia z zadziwiającą łatwością, ba! - nie rozumie współwięźniów, którzy nie godzą się z tym, co ich spotkało i podejmują próby walki. Cieszy się, gdy po przybyciu do Oświęcimia widzi boisko do piłki nożnej - myśli, że razem z chłopakami pograją sobie po pracy. Cieszy się też, że będzie pracować - nie będzie się musiał nudzić.
Przyznaję, że z takim przedstawieniem życia i relacji w obozie koncentracyjnym spotkałam się po raz pierwszy. Pamiętam lekturę innych książek - np. "Otwierają się bramy obozów" czy "Pożegnanie z Marią" - których przekaz jest o wiele bardziej drastyczny, brutalny i dosadny. U Kertesza czytelnik spokojnie, bez większych emocji (poza irytacją np. w moim przypadku) jedzie bydlęcym wagonem w nieznane, przystosowuje się do obozowych warunków, nikogo nie obwinia ani nie ocenia, ba! - tłumaczy i usprawiedliwia postępowanie strażników.

"Czeka na mnie matka i na pewno bardzo się mną ucieszy,biedaczka. Pamiętam, że kiedyś chciała, bym został inżynierem, lekarzem czy kimś w tym rodzaju. I tak będzie z całą pewnością, tak, jak sobie tego życzy; nie ma takiego absurdu, którego nie moglibyśmy w sposób naturalny przeżyć, a na mojej drodze, już teraz to wiem, czeka na mnie, niby jakaś
nieunikniona pułapka, szczęście. Przecież nawet tam, przy kominach, w przerwach między udrękami, też było coś na kształt szczęścia. Każdy pyta tylko o rzeczy trudne, o "koszmary": choć mnie chyba to przeżycie pozostanie najbardziej w pamięci. Tak, przy najbliższej okazji, kiedy mnie znów zapytają,muszę im opowiedzieć o szczęściu obozów koncentracyjnych. Jeśli zapytają. I jeśli sam nie zapomnę."


Imre Kertesz "Los utracony"
wydawca: Wydawnictwo W.A.B.

tytuł oryginału: Sorstalansag
miejsce wydania: Warszawa
data wydania: 2002
nr wydania: IISBN: 83-88221-68-X
liczba stron: 270
kategoria: literatura faktu
tłumacz: Krystyna Pisarska
projekt okładki: Zuzanna Lewandowska
seria: Don Kichot i Sancho Pansa
okładka: miękka