
"Mój język prywatny" to zbiór krótkich i z ogromną lekkością pióra napisanych felietonów językoznawczych na temat wybranych słów czy fraz z naszego języka polskiego. Można przy ich lekturze nie tylko dobrze się bawić (ba! pękać ze śmiechu), ale jednocześnie dowiadywać się bardzo ciekawych rzeczy z dziedziny lingwistyki (prawda, że pięknie brzmi?) Felietony są z reguły na około półtora strony długie (a w zasadzie krótkie), zawsze z króciótkim wstępem autora - jeśli do tej pory nie czytaliście niczego z językoznawstwa, bo "nudne, zawiłe i zupełnie nie-moje-klocki" to "Mój język prywatny" to z całą pewnością zmieni - jeszcze nikt tak ciekawie nie opowiadał o językoznawczych aspektach naszego ojczystego języka.
Wybór słów, o których profesor nam opowiada, jest bardzo różny - są w tym "Słowniku autobiograficznym" (bo taki podtytuł nosi książka) nie tylko słowa współczesne, często używane, ale i takie, które z użycia już wyszły albo rzadko nam się zdarza, aby ktoś ich używał - niemnmiej jednak warto o nich poczytać. Słowa od "absolutnie" po "żeby" poprzez "chciałbym", "los" i "seks". naprawdę warto poczytać, zwłaszcza to, co na ten temat ma do powiedzenia profesor Bralczyk - świetny gawędziarz i bardzo spostrzegawczy obserwator naszej językowej rzeczywistości - bawi się słowami, dowcipkuje, stroi sobie zarty. Wspaniała lektura, zabawa przednia - a na zachętę krótki fragment - felieton o słowie "cóż". Ja osobiście uwielbiam w tym felietonie ten fragmencik o tej subtelnej różnicy pomiędzy "co" a "cóż". Rewelacja!
Chciałabym jeszcze tylko tak na marginesie, ze ksiązkę profesora Bralczyka dostałam od mojej Najstarszej Licealistki na Mikołaja - z autografem autora - w zasadzie to sam autograf, bo ksiązkę juz miałam. Tak się złożyło, ze na początku grudnia jej szkoła oragnizowała wyjazd do Poznania na wykłady profesora, a ze dziecię moje po mnie humanistyczne pasje odziedziczyło, więc na wspomnianą wycieczkę pojechało. Wróciła z egzemparzem ksiązki podpisanej dla mnie i ze słowami: "Mamuś, pan profesor bardzo się ucieszył, bo wszyscy po autograf lecieli z kartkami z zeszytu, tylko ja miałam ksiązkę. I pytał, czy czytałam. No to odpowiedziałam, ze rewelacyjna, a najbardziej to podobał mi się felieton o "w ogóle" - ucieszył się jeszcze bardziej i tak szczerze roześmiał". Kochana ta moja Najstarsza:-)
Zapraszam do lektury!
Bezradność to miły stan. Mogę z czystym sumieniem dawać jej wyraz. Nic nie
poradzę, więc nie muszę się przejmować. Żona moją bezradność nazywa
wyuczoną.
Może i tak jest, ale cóż z tego!
Cóż
No cóż, „cóż” to czasem tylko bardziej eleganckie, trochę wyszukane „co”. Zamiast: „cóż, polewki dziś nie dacie?” mogę niby zapytać: „co, polewki dziś nie dacie?”. Ale pewnie wtedy mógłbym dłużej na czczo czekać. A zamiast „cóż u czarta za szaleństwo?” albo „cóż to, dżumę w zamku macie?” mógłbym wprawdzie pytać „co u czarta za szaleństwo?”. I „co to, dżumę w zamku macie, czy co?”.
Ale cóż... lepiej jednak „cóż”.
Kiedy pytam, chcę odpowiedzi. Ale takiej, która mi odpowiada. Cóż z tego, że ktoś odpowie, kiedy to nie będzie to? Na „co” możesz odpowiedzieć, jak chcesz. A na „cóż”? A to już bardziej, jak ja chcę.
W "cóż" jest trochę dystansu, trochę wyniosłości. A czasem w ogóle oddala się od prostackiego „co?”. W „co to?” mam zwyczajne pytanie niezorientowanego, w „cóż to?” eleganckie zdziwienie zorientowanego lepiej. Cóż stąd, że różnica mała, że to „-ż” to tylko wzmacniająca partykuła? Spróbuj tak zapytać przez „co”: „co stąd?”. Brrr.
I cóż Ty na to? (jestem grzeczny: gdybym zapytał: "co Ty na to?” tak grzeczny bym nie był).„No dobrze, może nawet tak jest” - powiesz - „i co z tego?”. Wtedy zrobi mi się trochę przykro, bo się starałem, a tu nic. A jak zapytasz „cóż z tego?”, poznam, że mogę się postarać jeszcze. Cóż mi, że na razie nie rozumiesz. Dogadamy się. A jak się nie dogadamy, to mam ładny sposób wyrażenia łagodnej rezygnacji. Powiem: „no cóż...” Nawet nie zapytam.
No cóż, to tylko słówko...Autor: Jerzy Bralczyk
Wydawnictwo:Iskry , Kwiecień 2004
ISBN:83-207-1754-X
Liczba stron:344
Wymiary:120 x 190 mm
7 komentarzy:
Witaj,
Jako lingwistka z wykształcenia i zamiłowania na pewno się skuszę! Uwielbiam debaty (te dłuższe i krótsze) na temat słów i słówek - skąd się wzięły, co oznaczają, jaki ładunek emocjonalny ze sobą niosą i co się stanie, jak dodamy do nich np. partykułę wzmacniającą...
Dzięki za podpowiedź:)
Pozdrawiam
Inez - jestem pewna, że Ci się spodoba, a nawet stanie "tą" ulubioną - do mnie profesor Bralczyk przemówił i trafił po raz kolejny, bo już kiedyś, na kilkuletnim wygnaniu na obczyźnie śledziłam na TVP POLONIA jego gawędy o języku. Lubię, gdy facet umie zajmująco mówić i o wszystkim, i o czymkolwiek, ba! nawet o słówku "ba" chociażby. Albo o seksie... - nie każdy to potrafi.
Gorąco polecam:-)
Chętnie sięgnę, zwłaszcza, że podglądam jego videoblog.:)
Clevero - koniecznie! Jak już pisałam, świetna zabawa podczas lektury gwarantowana:-)
Ale mnie zachęciłaś! Uwielbiam mądrych facetów, bawiących się słowami ;))
joly_fh - zapewniam Cię, że czytając będziesz się nie mniej bawić, niż profesor podczas pisania:-)
Boski cytat i zachęcająca recenzja - wpisałam sobie nalistę "do jak najszybszego zdobycia"
Pozdrawiam
Prześlij komentarz