czwartek, 27 sierpnia 2009

Urlop w domu a la "Krzątam się"

Minął mi kolejny urlopowy dzień. Wstałam o 8.30, bo moja dwuletnia Najmłodsza nie miała zamiaru dłużej spać (dzięki Bogu - mam teraz dziecię, które nie wywala mnie o 6.00 z łóżka tak jak wiele lat temu dwie starsze po kolei - KAŻDA!!!), powitała mnie słowami: "Mama, pać - dzień!" i uśmiechnęła się tym swoim najsłodszym na świecie uśmiechem. Potem zrobiła mi "gili-gili" w oko, zapytała: "Mama, kauły pić?" no i niestety musiałam wstać i sobie tę kawę zrobić sama.

Do czego zmierzam?

Ano do tego, że od kilku dni jestem w domu, znaczy się urlop mam, ale ... w ogóle tego nie czuję. Chodzę cały dzień po domu, zbieram rozrzucone zabawki i inne rzeczy, przenoszę na swoje miejsce wszystko, co z tego miejsca zostało zabrane. W międzyczasie szykuję śniadanko moim dziewczynom, potem obiad, że o podwieczorku i kolacji nie wspomnę. Jakiś spacerek (raz pieszo, raz wózkiem - w zależności od nastroju dziecięcia). Od czasu do czasu zakupy (mniejsze i te większe). Pomiędzy tym wszystkim non stop parzę herbatkę owocową dla Najmłodszej (uwierzycie, że wypija dziennie blisko dwa litry, a czasami nawet więcej, herbaty owocowej i wody?) Jak już zoragnizujemy picie, wychodzimy na przydomowy plac zabaw w ogrodzie, gdzie Najmłodsza non stop się huśta (tzn. ja ją huśtam, bo sama jeszcze nie umie) i zjeżdża "dźźźiiiii", czyli ze zjeżdżalni, bo jest w tej dyscyplinie mistrzynią świata. Jeśli ktoś z Was pomyślał, że Najmłodsza w tym czasie bawi się SAMA, jest w ogromnym błędzie. Mówię do niej: "Ty się tutaj pobaw, a ja na chwilkę pójdę do domu", odchodzę kilka kroków mając nadzieję na chwilkę spokoju albo na błyskawiczne zrobienie czegoś, przy czym na piątym czy szóstym kroku dopada mnie córcia ze słowami: "Mama, teś idę dom". Idziemy więc razem, mała życzy sobie "Andzię, Tygryska, Misia i Szypra", ale oczywiście nie włączam jej bajki, zabieramy chrupki i wracamy do ogrodu. Na szczęście nie ma dziś upału...




Potem zaczynamy przygotowywać obiad i nagle trrrach - wyłączają nam prąd. Dzwonię więc do sąsiadki Gosi, czy u niej też wyłączyli, czy to może tylko u mnie awaria i wyskoczył korek. Gosia mówi, że też nie ma prądu i pyta mnie, co robię i czy nie wpadłabym do niej na kawkę. "Na kawkę?" - czemu nie. Tylko że do zastanowienia się zmusiła mnie pierwsza część jej pytania: co ja właściwie robię??? Czas spędzany w domu upływa mi na tym i owym, może jeszcze i na owamtym - ale na niczym konkretnym. Kręcę się po domu, krzątam się robiąc cały czas "coś" - milion małych rzeczy, a wieczorem nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co to konkretnie było... ba! ze zmęczenia nie jestem w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą, o szarych komórkach nie wspominam w ogóle. Przemierzam szlak pomiędzy kuchnią, tarasem i placem zabaw, między pralką, pająkiem do rozwieszania bielizny a deską do prasowania. Na telewizję nie mam ani czasu, ani siły, ani ochoty. A przed spaniem biorę do ręki książkę i zasypiam po przeczytaniu jednej strony (a tyle ich - tzn. książek - miałam przeczytać w trakcie tych wolnych dni).

Znajomi? Przyjaciele i krewni? Dla nich znajdę czas innym razem, jak nie będę już na urlopie, kiedy wszystko wróci do normy - ja do pracy, starsze córki do szkół, a Najmłodsza do żłobka.
Dobrze, że nie pokazałam Wam urlopowego stosiku - książki ułożyłam, zdjęcie zrobiłam, ale ...

Jak mnie ktoś zapyta, jak mi minął urlop, niewątpliwie odpowiem: "Krzątająco! Cały czas KRZĄTAŁAM SIĘ!"

13 komentarzy:

clevera pisze...

Ale za to ile czasu dzieci otrzymały od ciebie i to jest najważniejsze.:)

MySweetDreams pisze...

Clevero :-))) Jeszcze niedawno od rana do wieczora i przez siedem dni w tygodniu w ciągu ostatnich dwóch lat tylko tym "krzątaniem" się zajmowałam i świat nam stanął na głowie, gdy poszłam do pracy. Teraz okazuje się, że nie mogę się pozbierać, gdy mam wolne, a normalnie jest wśród tygodnia, "na roboczo" - im więcej zajęć, tym bardziej się wyrabiam, jeszcze nawet trochę czasu na książkowe hobby zostaje. Czy to jest normalne?

mr lupa pisze...

hahah! tak to jest. mi już mija 2-miesięczny urlop wakacyjny (wielu innym również i to jest pocieszające;) może i jestem wredny;D

Lilithin pisze...

Pytasz, czy to normalne i odpowiedź brzmi, że jak najabardziej ;) Sama też tak mam, że kiedy czasu naprawdę brakuje, jakoś tak się zorganizuję, że zrobię milion rzeczy. A kiedy wolne, to wszystko się tak rozłazi jakoś ;) Choć Twoje dzieci na pewno na tym zyskują :)

larysan pisze...

Ja tak mam zawsze w wakacje - jak jestem w domu ... i tak oto minęły 2 miesiące i prawie nic nie zrobiłam konkretnego ... milion drobiazgów itp, a nawet jak zrobiłam wielki porządek miesiąc temu to juz po nim nie ma śladu ... a z najmłodszym swoim osobostym tez tak mam jako i ty ...

neta pisze...

Coś w tym jest, że urlop spędzony na codziennych obowiązkach potrafi zmęczyć bardziej niż porządna praca. W normalne dni człowiek się mobilizuje bo nie ma wyjścia i na wszystko znajduje czas, a sił zostaje jeszcze na książkę do poduszki ;) Czasem powrót do codzienności bywa zbawienny ;)
A stosika szkoda, że nie pokazałaś Katju, zawsze miło nawet same oczy nacieszyć widokiem ;):)
Pozdrowienia :))

MySweetDreams pisze...

mr Lupo - tęsknię do czasów, kiedy to pracowałam jeszcze w szkole, ale tylko i wyłącznie ze względu na dwumiesięczne wakacje:-) Ciężko potem w innej pracy przyzwyczaić się do dwudziestu kilku dni w roku (ja np. nie mogę wziąć urlopu na raz)

A propo wakacji: (dowcip nauczycielski)

Rozmawia dwóch nauczycieli:
- Czy możesz mi podać mi kilka powodów, dla których warto zostać nauczycielem?
- Do głowy przychodzą mi tylko dwa...
- ????
- Lipiec i sierpień.

Pozdrawiam

MySweetDreams pisze...

Lilithin, a to mnie uspokoiłaś troszkę, już myślałam, że tylko mnie wszystko się tak jakoś rozłazi, a czas przez palce przecieka...

MySweetDreams pisze...

Laryso, jutro Twój pierwszy dzień w pracy po wakacjach, życzę powodzenia. I wytrwałości:-)

MySweetDreams pisze...

Neto, dziś mój pierwszy dzień w pracy i powiedziałabym, że jakoś tak .... dobrze mi. A stosika nie pokazałam (jak dotąd jeszcze żadnego), bo wydaje mi się, że taki stosik zobowiązuje. I dobrze, że nie pokazałam, bo na stosiku było książek 5, a przeczytałam 3 (trzecią, do "kolorowego wyzwania" właśnie kończę, może wieczorkiem wklepię moje wrażenia po lekturze:-)

Lilithin pisze...

Katja, o to, ile książek ze stosika przeczytałaś, a ile nie to się kompletnie nie martw. Gdyby każdy tak myślał, to chyba w ogóle tych stosikowych zdjęć by nie było ;)

MySweetDreams pisze...

Lilithin, kocham stosiki, uwielbiam oglądać je na innych blogach. Jeszcze nigdy nie odważyłam się pokazać własnego stosika, chociaż może kiedyś...? Zresztą, przyszedł mi do głowy pomysł: pokażę stosik lipcowo - sierpniowych nabytków książkowych. L. - dzięki za inspirejszyn:-)

neta pisze...

No właśnie, zgadzam się w zupełności z Lil ! I fajnie, że się przełamałaś :) Już zacieramy łapki w oczekiwaniu na widok stosika ;):)