Imre Kertesz urodził się 9 listopada 1929 roku w Budapeszcie w ubogiej rodzinie żydowskiej. W roku 1944, jako 15-latek został wywieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a następnie przeniesiony do Buchenwaldu. Bolesne doświadczenia spowodowane pobytem w obozach wywarły głęboki wpływ na jego późniejszą twórczość. Po powrocie na Węgry, w 1948 roku, zaczął pracować w gazecie "Vilagossag", ale w 1951 został zwolniony, gdy gazeta przyjęła linię partii komunistycznej. Po odbyciu 2-letniej służby wojskowej Kertesz pracował jako niezależny pisarz i tłumacz autorów niemieckich, takich jak Nietzsche, Schnitzler, Freud, Roth, Wittgenstein, Hofmannstahl i Canetti. Jest laureatem wielu węgierskich i zagranicznych nagród literackich, m.in. Brandenburger Literaturpries (1995), Liepziger Buchpreis (1997) oraz WELT-Literaturpreis (2000).
O II wojnie światowej i jej okropieństwach napisano już z pewnością miliony stron i z pewnością drugie tyle zostanie jeszcze napisane w przyszłości - tak wielu ludzi opowiedziało czytelnikom na całym świecie o swoich strasznych przeżyciach i doświadczeniach oraz o ich wpływie na dalsze ich życie, że w zasadzie można by już stwierdzić, że jeśli o II wojnę chodzi, to już niewiele jest nas w stanie zadziwić, przerazić albo zszokować. W zasadzie to można by też sobie powiedzieć: "O II wojnie światowej przeczytałam już tyle książek, że nie muszę czytać żadnej innej". Ja właśnie tak myślałam - do momentu, aż nie sięgnęłam po "Los utracony" Kertesza. Okazuje się, że temat II wojny to przysłowiowa studnia bez dna i ilu autorów, tyle wizji i poglądów, ilu autorów - tyle jej naróżniejszych obliczy. Niezmienne jest tylko to, że kto tę wojnę przeżył, nigdy tak do końca nie otrząsnął się z tragicznych wspomnień tamtego okresu.
"Los utracony" po raz pierwszy opublikowano w 1975 r., ale - mimo, że to najgłośniejsza powieść Kertesza - nie od razu zyskała popularność. Kertesz oparł fabułę tej powieści na swoich tragicznych doświadczeniach wyniesionych z pobytów w Oświęcimiu i Buchenwaldzie. Wprawdzie nosi ona znamiona autobiografii, nie można jej jednak sklasyfikować jako powieść autobiograficzną.
Głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści jest 14-letni chłopiec, Żyd z Budapesztu, który pewnego dnia w drodze do pracy zostaje aresztowany w "łapance" i trafia do obozu w Oświęcimiu, a następnie do obozu w Buchenwaldzie. Czytając ten zadziwiający "reportaż" z tamtych wydarzeń można ulec złudzeniu, że ten chłopak nie opowiada o obozie koncentracyjnym, o esesmanach i gestapowcach, ale o normalnym życiu normalnego nastolatka - bohater Kertesza jest do bólu naiwny i dziecinny i wszystko odbiera jako wspaniałą przygodę, a mnie... irytuje i mam ochotę wykrzyczeć mu w tym momencie kilka słów prawdy o faszystach. Obozowe życie jawi mu się jako to "prawdziwie szczęśliwe", on sam przystosowuje się do warunków nowego życia z zadziwiającą łatwością, ba! - nie rozumie współwięźniów, którzy nie godzą się z tym, co ich spotkało i podejmują próby walki. Cieszy się, gdy po przybyciu do Oświęcimia widzi boisko do piłki nożnej - myśli, że razem z chłopakami pograją sobie po pracy. Cieszy się też, że będzie pracować - nie będzie się musiał nudzić.
Przyznaję, że z takim przedstawieniem życia i relacji w obozie koncentracyjnym spotkałam się po raz pierwszy. Pamiętam lekturę innych książek - np. "Otwierają się bramy obozów" czy "Pożegnanie z Marią" - których przekaz jest o wiele bardziej drastyczny, brutalny i dosadny. U Kertesza czytelnik spokojnie, bez większych emocji (poza irytacją np. w moim przypadku) jedzie bydlęcym wagonem w nieznane, przystosowuje się do obozowych warunków, nikogo nie obwinia ani nie ocenia, ba! - tłumaczy i usprawiedliwia postępowanie strażników.
"Czeka na mnie matka i na pewno bardzo się mną ucieszy,biedaczka. Pamiętam, że kiedyś chciała, bym został inżynierem, lekarzem czy kimś w tym rodzaju. I tak będzie z całą pewnością, tak, jak sobie tego życzy; nie ma takiego absurdu, którego nie moglibyśmy w sposób naturalny przeżyć, a na mojej drodze, już teraz to wiem, czeka na mnie, niby jakaś
nieunikniona pułapka, szczęście. Przecież nawet tam, przy kominach, w przerwach między udrękami, też było coś na kształt szczęścia. Każdy pyta tylko o rzeczy trudne, o "koszmary": choć mnie chyba to przeżycie pozostanie najbardziej w pamięci. Tak, przy najbliższej okazji, kiedy mnie znów zapytają,muszę im opowiedzieć o szczęściu obozów koncentracyjnych. Jeśli zapytają. I jeśli sam nie zapomnę."
Imre Kertesz "Los utracony"
wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
tytuł oryginału: Sorstalansag
miejsce wydania: Warszawa
data wydania: 2002
nr wydania: IISBN: 83-88221-68-X
liczba stron: 270
kategoria: literatura faktu
tłumacz: Krystyna Pisarska
projekt okładki: Zuzanna Lewandowska
seria: Don Kichot i Sancho Pansa
okładka: miękka
12 komentarzy:
Ja również bardzo dużo czytałam książek o obozach. Książek historycznych, analiz psychologicznych, literatury, wspomnień. Niczego to niestety nie zmienia, nie rozjaśnia mojej ignorancji, nadal nie rozumiem jak mogło się to wszystko nam przydarzyć. Nikt nie rozumie. "Los utracony" to książka właśnie o tym. O tym, że nikt nie potrafi zrozumieć, ale też nikt, z tych którzy byli w obozie nie potrafi wyjaśnić. Jedna z nalepszych, które czytałam.
Pikini, to prawda - to takie ujęcie tematyki obozowej, jakiej u nikogo nie spotkałam, mimo, że przez pewien okres w moim życiu zaczytywałam się takimi książkami i nadal nie pomijam żadnej okazji, by po nie sięgnąć (to chyba w moim przypadku rodzaj jakiegoś czytelniczego masochizmu - wiem, że będę "buczeć" - zawsze płaczę czytając książki o II wojnie światowej - ale muszę, no po prostu muszę... Cieszę się, że jestem bogatsza o to, co mi lektura "Losu utraconego" ze sobą przyniosła:-)
Ech czeka w kolejce ta książka. Polecam przeczytać książkę Stelli Muller Madej "Oczami dziecka" - poruszające
Witam Gato, na moim blogu - wpiszę na listę, jeśli poruszająca to książka - nie lubię takich, które nie wyzwalają żadnych emocji. Pozdrawiam:-)
Powiem, że lubię czytać książki o II wojnie światowej, ale ostatnio przy "Niebieskim rowerze" zauważyłam, że zaczyna mnie to nudzić, bo już wydarzenia są mi znane i wiem chyba wszystko, bo treści się powtarzają.
A nie miałaś, Ktryo, wrażenia, że "Niebieski rower" to trochę bardziej uwspółcześnione "Przeminęło z wiatrem"?
szczerze - nie czytam recenzji bo właśnie czytam Kertesza - i już od samego początku Twojej recenzji (bo przeczytałam wstęp na Noblistach) zgadzam się z Tobą - książkę zaczęłam dziś w autobusie - powiem tyle - nie chciałam wysiadać i przerywać lektury!!! wyłączyłam się z otoczenia czułam się tak, jakby to on siedział obok i opowiadał swoje zycie - zaczęło się pięknie ;-)
Katjo, a widzialas moze wloska wersje opowiesci o obozie koncentracyjnym - film "La vita e bella" Begniniego? Jezeli nie, to polecam.
Magamaro, "Życie jest piękne"? Oczywiście, że widziałam, ba! - zaliczam do ulubionych. Bardzo mnie wzrusza ten ojciec chcący zaoszczędzić synkowi przykrych wojennych doświadczeń, zamieniając życie w obozie w zabawę i grę... Też inne od innych przedstawienie życia obozowego.
Moni, robię tak samo, jeśli akurat jestem w trakcie jakiejś książki, to też najczęściej nie czytam recenzji, żeby mieć własne, a nie nakierowane wrażenia:-)
Co do "Losu utraconego" - rzeczywiście, człowiek wyłącza się i nie ma kontaktu z otoczeniem...:-)
Katja dzięki za zrozumienie :-)
Moni - :-)
Prześlij komentarz