Co ma na celu ten przydługi wstęp? Naprowadzenie Was na nową książkę Lisy Jewell „Ulica Marzeń 31”. Książkę o dobrym człowieku, dla którego ważne sprawy to ludzie i ich marzenia. Z tego co wiem, autorka ma u nas (na całym świecie w ogóle) całą rzeszę swoich zagorzałych fanów, którzy z niecierpliwością oczekują na kolejną jej książkę. Ja nastawiona na jej lekturę byłam trochę sceptycznie – nie przepadam za współczesną prozą anglojęzyczną. A tu proszę – moje pierwsze z tą autorką spotkanie i to bardzo miłe – czyta się toto jak gdyby samo, ani się spostrzegłam, jak minęły mi dwa bardzo przyjemne wieczorki, podczas których poznałam Leah i Toby'ego Dobbsa oraz dziwnych lokatorów jego Domu Pawia przy ul. Marzeń 31. Toby to bardzo dobry człowiek, ale zaraz po ślubie, kilkanaście lat temu porzucony przez żonę, niespełniony poeta (pisze swoje wiersze do szuflady), Leah to dziewczyna mieszkająca naprzeciwko „Domu Pawia” od trzech lat, a mimo to nie znająca ani ekscentrycznego Toby'ego ani innych mieszkańców, ba! - oni sami poza tym jak mają na imię, niewiele o sobie wiedzą. Przypadek, a właściwie przypadkowa śmierć jednego z lokatorów, 97-letniego Gusa sprawia, że Leah i Toby poznają się i to właśnie sprawia, że nawiązuje się między nimi niewidzialna nić porozumienia. Przez 3 lata nie zamieniają ze sobą słowa, a tu nagle okazuje się, że potrafią wspólnie spędzać czas i rozumieją się w pół słowa. Toby w pewnym momencie rozważa podjęcie bardzo ważnych decyzji w swoim życiu, zastanawia się, czy za spadek zostawiony mu przez Gusa nie wyremontować domu i nie sprzedać go, ale wtedy musiałby pozbawić dachu nad głową swoich lokatorów – zaprosił ich kiedyś, wiele lat temu, do wspólnego mieszkania – przez te wszystkie lata nie wymagał od nich regularnego płacenia czynszu, bo mieli swoje marzenia i to było dla Tobby'ego najważniejsze. Tylko, że Toby też ma marzenia. Uświadomi mu to i pomoże w tym Leah - w jaki sposób, musicie się przekonać sami. Czytając „Ulicę marzeń 31” pomyślałam sobie tylko, że zawsze warto mieć marzenia i nigdy, ale to nigdy nie można rezygnować z dążenia do realizcji tych marzeń. I że zawsze warto szukać szczęścia, albo że to fajnie, jeśli to szczęście samo nas znajdzie. Ot, takie tam dyrdymałki. I mimo, że zakończenie książki było dla mnie jasne od mniej więcej połowy, chciałam ją przeczytać, żeby się przekonać, czy rzeczywiście miałam rację. Lektura bardzo przyjemna, w sam raz na weekendowy odpoczynek.
Autor: Jewell Lisa
Wydawca: Zysk i S-ka Wydawnictwo
Liczba stron: 412
Numer wydania: I
Data premiery:2009-09-08
Tłumaczenie: Mackiewicz Anna
Język wydania: polski
Język wydania: polski
Oprawa: Miękka
5 komentarzy:
Może być całkiem fajna ;) Zapraszam ;) [w-swiecie-ksiazek]
Dla mnie też brzmi zachęcająco. Muszę wpisać na moją listę książek do przeczytania. Lubię takie o współczesności.
Ona rzeczywiście jest "całkiem fajna" - dla mnie było to coś zupełnie innego, niż to, co do tej pory, od wielu tygodni czytałam...
Mam ochotę teraz na coś lżejszego, a ta lektura nadaje się na listę takich książek. Zatem dopisuję ją :)
Gdybyś chciała pożyczyć, służę uprzejmie - mam ją w swoich zbiorach.
Prześlij komentarz